Póki co - najsłabszy album z serii. No i nie ukrywam, że bywa monotonny w przyjętej narracji. Ileż można oglądać sceny w kosmosie, jak mordują się z obcymi gigantami z przytłaczającą masą? Aż przestaję liczyć ofiary igrzysk. A przez to, że dopiero co przeczytałem czwarty album z Wiedźminem widać przepaść między historiami. Jak fantasy klasy B może konkurować z fantasy klasy A? Wcale! Twórca nie pozwala na oddech, jego przenikliwy mrok oraz chłód przytłacza i dusi czytelnika w swoich korytarzach fantazji. Dlaczego Wiedźmina czyta się dobrze? Bo mamy czas, aby akcja stopniowo wzrastała, a nie leci z motyką na słońce od pierwszych scen! Tam możemy odpocząć od tragedii, jak Jaskier gra sobie na lutni, podśpiewując i pozwolić na odrobinę nadziei, że świat nie zwariował. W ,,Rycerzach Sidonii'' wszystko jest nabuzowane. Wielki kosmos, bitwy większe od życia, i ciągła napaść ze strony kosmitów. Dajcie mi chwilę odpocząć! Tak się nie pisze scenariuszy! O bohaterach nie wspomnę, bo to znowu gigantyczna przepaść. Dla mnie, wciąż, najciekawszym wątkiem jest historia poboczna, czyli pani kapitan chowająca się za maską i rozmawiająca z nieśmiertelnymi (tak, jest taki motyw), o której nie wiele wiemy, ale trzyma wszystkie pionki w szachu. Głównego bohatera lubię, ale jak porównam z Geraltem, to przepada na pierwszym zakręcie. Nie ma kąśliwej gadki, nie jest specjalny, choć ma powodzenie u kobiet (chociaż tyle ich łączy). Autor usilnie chce wzmocnić napięcie, ale nie rozładowuje sytuac...