Kolejna przeczytana przeze mnie książka o więzieniu. Tym razem jest to spojrzenie na "PRL za murem", byłego wychowawcy więziennego. Można powiedzieć, że wychowawcy "z przypadku". Tenże bowiem, wcale nie miał zamiaru i ani pomyślał, by pracować jako wychowawca w więzieniu, zwłaszcza że trzeba było wtedy włożyć mundur i skończyć szkołę oficerską.
Jednak perspektywa większych zarobków niż w oświacie i obietnica szybkiego otrzymania mieszkania, na które, przypomnijmy sobie, czekało się wtedy 20-30 lat, skusiła młodego wówczas człowieka do tej pracy. Jak skusiła tak i trzymała w więziennictwie dziesięć lat...
W zasadzie to ta pozycja niewiele się różni od tych, które czytałam wcześniej. Autor opowiada dużo o samookaleczeniach więźniów i tu przyznaję, że sama jestem pod wrażeniem ich pomysłowości w kwestii wymyślania tak różnych i niesamowitych sposobów samookaleczeń. Opowiada też pan Andrzej o absurdach i durnych zarządzeniach wierchuszki. A także o tym jak to było i kogo gościło więzienie, w którym pracował, w czas wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
To dobra książka i nawet mnie wciągnęła, ale jakby niczego zbytnio nowego nie wniosła, więc chyba czas na trochę odłożyć literaturę z tego tematu, bo wszystkie do tej pory przeczytane pozycje o więzieniach zlewają mi się w jedno...