Sprawę austriackiej rodziny uwięzionej w bunkrze-piwnicy, znałam doskonale z niemieckiej prasy. Był to drugi, po Arminie Meiwesie, kanibalu z Rotenburga, tak głośny i wszechobecny w mediach incydent przestępczy, na skalę w zasadzie niemal bezprecedensową. Nie sposób nie pamiętać go nawet po latach, rozmiar krzywd i potworności czynu J.Fritzla nie mieści się w głowie, budząc po dziś dzień prawdziwe przerażenie. Nic dziwnego, że
historia bestii z Amstetten zainteresowała dziennikarza śledczego Johna Glatta, który opisuje ją w swoim najnowszym reportażu "Sprawa Josefa Fritzla".
Rozmach planowanego latami, z zimną krwią, podziemnego królestwa, budowa piwnicy, uwzględniająca m.in sposób utylizacji śmieci, wymyślny system najnowocześniejszych zabezpieczeń - wszystko to podkreśla tylko monstrualność zamiarów tego człowieka.
Groza przeplata się w tym wypadku z okrucieństwem, którego rozmiary wymykają się ludzkim kryteriom, tym bardziej, gdy uświadomimy sobie, że niewolniczy los przeznaczył Fritzl swojej własnej córce i kolejnym dzieciom.
Życie bez dostępu do dziennego światła, do świeżego powietrza, bez całkowitej możliwości wyjścia na zewnątrz przez dziesiątki lat. Życie w strachu, poniżeniu, na całkowitej łasce oprawcy, bawiącego się w Boga, władcę, zarządcę..
Chory umysł tego człowieka podsunął mu pomysł utworzenia drugiej, podziemnej rodziny, której los mógł w st...