Mam mieszane odczucia. Historia, która spowodowała u mnie rozdarcie; jest wiele za, jak również wiele przeciw takiemu konstruktowi.
Aby sięgnąć po książkę muszę dostrzec interesujący główny motyw. Tutaj były nim podróże w czasie oraz równoległe wyjaśnianie zagadki kryminalnej. A ponieważ motywy przestępstwa ujawniają się w opowieściach bohaterów doświadczających podróży i wikłania się w sytuacje nieznane człowiekowi końca dwudziestego wieku, łatwo domyślić się, że wszystko co ma miejsce może spowodować lawinę nieobliczalnych dla ludzkości konsekwencji.
Sytuacja dla odbiorcy historii komplikuje się wraz z mnożeniem opowieści i skokami pomiędzy poszczególnymi alternatywami rzeczywistości, a jednocześnie jest zasadniczo wyznaczona, bo dotyczy świata przyszłości. Czyli jest uporządkowanie i logiczne wyjaśnienie dla wizji apokalipsy.
Jednak tutaj nie chodzi o zagubienie się w treści, bo nie jest ona aż tak skomplikowana, żeby umysł nie nadążył za zrozumieniem wydarzeń fabuły, ale pojawiające się niespójności, powiązania pewnych faktów i zdarzeń między wersjami przyszłości a teraźniejszości wytrącają lekko z równowagi. Bohaterka musi w pewnym momencie tłumaczyć koledze spotkanym w czasie przyszłym, który rok jest wyznacznikiem teraźniejszości, czyli czasem realnym dla wszystkich. A czy nie jest tak, że w jakiej przyszłości się nie znajdziemy to ona jest tą właściwą dla aktualnie w niej żyjących? To dla agentki Moss teraźniejszością będzie zawsze rok, z którego doświadcza skoków w czasie, a napotykana w różnych przestrzeniach czasowych reszta realnie się starzeje przeżywając swoje życie w danej wersji. A może nie? Może tylko ja to tak rozumiem? W teorii wydało mi się to bardziej interesujące niż sposób w jaki opisał zdarzenia Autor.
Wszelkie "poplątanie" w fabule bardzo mi odpowiadało. To były te momenty, kiedy chciało się wraz z bohaterami przeżyć, nawet to katastrofalne w skutkach, ale były to szczególne i raczej krótkotrwałe chwile. A i bohaterowie. Czy ktoś oprócz Shannon Moss jest tu potraktowany jako ktoś istotny w grze, czy zaledwie tworzą avatary pewnych cech i myśli? A przecież nie ma dobrego thrillera bez mocnej obsady, charakterologicznej obudowy dającej podstawy do budowania chwil grozy i wywołującego realne napięcie. Trudno tego doszukiwać się w "Świecie minionym", trudno go nazwać thrillerem. Trzeba kierować swoją uwagę w świat alternatywnych światów, poruszać się wraz z panią kapitan, wyłapywać i zatrzymywać w pamięci pewne elementy, które pozwolą złożyć całość. Dla jednych będzie to podróż bardziej ekscytująca, dla innych mniej. Cóż, tak bywa.
*Wyzwanie naKanapie'2023 - 3. Książka z gatunku fantastyki (fantasy lub SF).