W tramwaju mówili, że "Szczelinami" dokonują pęknięcia gatunku, przerwami drążą zagłębienia w formach, powodują przeciek w prozie, tworząc szczerbę, otwierając wyżłobienie, w które sączy się poetycka mowa. Być może epika się kończy a po Sz. nie powinno się pisać…
W tramwaju mówili, że warto pogodzić się z tą nieścisłością, odrzucić strach, odważyć się wejść w to przedarcie, spróbować dotknąć nieszczelną rysę.
Wit Szostak nie pozwala czytelnikowi płynąć w swych powieściach relaksacyjną żabką, nie, to jest autor wymagający, sprawdzający co rusz obecność, prowokujący i poszukujący. Istotą i radością obcowania z twórczością Szostaka jest właśnie ów wyzwanie, które unosi czytającego w magiczny niemal wymiar, gdzie w niezdefiniowany do końca sposób dotyka on esencji doznań, doświadczeń i twórczej zabawy słowem. Autor jest mistrzem balansowania na granicy znaczeń wyrazów, potrafi nimi żonglować- raz lżej raz mocniej przesuwając szalę ich wagi i znaczeń.
W "Szczelinach" W. Szostak idzie jeszcze dalej, podejmuje bowiem próbę już nie tylko przesunięcia brzegu słowa, pisarz proponuje nam niemal załamanie całego gatunku literackiego. Czy to się w ogóle może udać?
Ano najwyraźniej może, choć chyba tylko Szostakowi 😊 Od razu dodam, że "Szczelinami" nie jest pewnie pozycją, która każdemu przypadnie do gustu - i to jest jak najbardziej w porządku, ponieważ tym, którym się spodoba - pozwoli pozostać w tym pełnym zadziwienia zauroczeniu, które będzie szczelnie trwałe. Ba, wydaje mi się, że właśnie specyfika tej formy sprawi, że do tekstu będziemy jeszcze częściej wracać!
Najogólniej rzecz ujmując mamy tu do czynienia z antologią dzieł pewnej poetki, która wersami wierszy opowiada nam swoje życie, będące jednocześnie w dużym stopniu ekstraktem doświadczeń kobiet w ogóle. Nasza bohaterka bywa dosłowna, bliska ciału, by za moment rozpłynąć się w nieoczywistość i schować za słowem. Sedno prawdy, które ucieka czasem w kłamstwo, świadoma siebie, choć zdarza jej się wątpić. Obcując z jej utworami, jesteśmy świadkami zachodzących z niej zmian, których odbiciem będą nowe, inne formy poetyckiego wyrazu. Czegoś podobnego chyba jeszcze nigdy w powieści nie było! Dojrzewanie podmiotu lirycznego dokonuje się tu na dwóch różnych płaszczyznach, pogłębiając warstwę fabularną tej, jakże oryginalnej, historii.
Niech was nie przeraża nowatorska forma, w "Szczelinach" nie zabraknie wcale filozoficznych rozmyślań, emocji, skojarzeń. Jest inaczej ale nie mniej intensywnie. Szostak znowu uwodzi, doskonale to potrafi, tym razem jednak pozostawiając nieco więcej wolnych miejsc - szczelin - które możemy spróbować wypełnić sami. Próbujcie!
Ps. W tramwaju mówili, że i tak nie sposób "Szczelinami" opowiedzieć. Łapcie bilety i w drogę 😉