Nazwa Gościeradów kryje w sobie magiczną moc. Przyciąga gości, raduje się nimi, a oni z pobytu w tej miejscowości. Ja też do nich należę. Cóż mnie przyciąga? Piękna przyjaźń. Miłość unosząca się w powietrzu. Naturalność. Przyroda. Historia tego miejsca. Zabytki. Swojskość. Małomiasteczkowość. Ludzie. Zwierzęta. Stadnina koni. Codzienność i zwyczajność na wyciągnięcie ręki. Zaściankowość. Narodowe cechy Polaków. Lokalne wojenki. Pędzenie bimbru. Autorka dodaje od siebie lekkość pióra, perypetie nietuzinkowych bohaterów, zawirowania miłosne, ko(s)miczne sytuacje, poczucie z humorem, działalność Towarzystwa Obrony Dóbr Gościeradowskich, ale także dramatyzm i odrobinę sensacji, całość okraszając tajemniczymi planami właściciela sieci hotelów.
Przepadłam z książką w ręku na dłuższy czas. Zamieszkałam z przyjaciółkami, żyłam ich życiem. Razem z nimi się zaśmiewałam i smuciłam, jadłam i piłam, dyskutowałam i planowałam. Dobrze mi było. Tak dobrze, że każde odłożenie książki wiązało się z tęsknotą za nią. Bezpośredniość Elki, nieśmiałość Kamili, pech Renaty, powaga Wiktora, miłość Daniela towarzyszyły mi na każdym kroku. Co jakiś czas wybuchałam salwami śmiechu. Scena z księdzem, przejażdżka czterdziestką, picie bimbru i walka z jego zgubno-odnajdywanymi skutkami, uwodzenie dzieciaka i wiele innych scen masowały moją przeponę. Jednak wyczyn Kamili pobił wszystko! Cicha woda brzegi rwie.
Nie zabrakło typowo życiowych tematów. Skomplikowane relacje rodzinne, trauma, trudna miłość, prowadzenie biznesu, biurokracja, ambicje pani wójt. Autorka stawia na uniwersalne wartości: przyjaźń, miłość, dobre stosunki z sąsiadami, dbanie o lokalne zabytki, poznanie historii miejsca, w którym się żyje. Wytyka nasze polskie wady narodowe w sposób bezpośredni. Nie patyczkuje się. Najbardziej zabolała mnie prawda o ziemi, która leży odłogiem z winy właściciela. Co Polak zrobi, by mieć pieniądze na alkohol. Zero myślenia. Autorka splata wątki i przeplata, by w efekcie utkać szczęście z babiego lata i zapakować je do pudełka po zapałkach. I ponownie zaprosić w gości. Już nie mogę się doczekać trzeciego tomu.
Oprócz walorów typowo rozrywkowych, Ewelina Maria Mantycka na karty książki przemyca swą pasję – historię Gościeradowa. To ona nadaje powieści swoisty klimat, ducha historii. Autorka bada dokumenty znalezione podczas pracy, a przemyślenia wplata w fabułę powieści. Z jednej strony historia właścicieli wsi staje się pełniejsza, lecz z drugiej strony mnożą się pytania z powodu rozbieżności. Dlatego dużym ułatwieniem w rozeznaniu się historii właścicieli miejscowości jest zamieszczenie na końcu powieści drzewa genealogicznego od linii Szembków-Wybranowskich i Suchodolskich, czyli wykaz rodów i herbów właścicieli Gościeradowa od XV do XVII wieku.
„Szczęście utkane z babiego lata” to dobra obyczajówka. Lekka i przyjemna, nasączona humorem i nutą sensacji, lecz nie pozbawiona tematów życiowych, trudnych. Stawia na uniwersalne wartości, gani wady Polaków, odsłania rąbek historii i wywołuje uśmiech na twarzy. Plecie szczęście z małych rzeczy.