Nie ma chyba drugiej pisarki, do której miałabym tak ambiwalentny stosunek jak do Katarzyny Puzyńskiej. Z jednej strony lubię czytać jej książki, ze względu na warstwę kryminalną. Na tym poziomie też czasem przesadza, jednak jest ona tak ciekawa (ta warstwa), że ja zawsze się zastanawiam na początku, jak tym razem uda jej się jakoś logicznie wybrnąć z tak zaplątanego kryminalnego śledztwa. Przeważnie też nie bardzo udaje mi się wytypować sprawcę, chociaż idzie mi coraz lepiej w tym typowaniu.
Z drugiej jednak strony, nie znoszę i za grosz nie potrafię się przyzwyczaić, do tych cudacznych, zupełnie niepotrzebnych i robiących za wypełniacz, powtórzeń. Na które zresztą zwracają też uwagę inni czytelnicy. Natomiast pani autorka zupełnie się tym nie przejmuje i nadal sadzi te powtórzenia jak jakaś nawiedzona. Niestety w mojej ocenie, bardzo to obniża wartość książki i u mnie zawsze powoduje obniżenie oceny. Dlatego ja Puzyńską czytam, ale w odstępach przynajmniej kilkumiesięcznych i dlatego jest to moja dopiero piąta część sagi o Lipowie i miejscowościach ościennych.
Tym razem warstwa kryminalna, dość ciekawa, jak zawsze, spoko zagmatwana, jak zawsze. Wprawdzie z tym wampirem i przewodniczącą chóru kościelnego mówiącą głosami, trochę autorka przesadziła, ale jej to wspaniałomyślnie wybaczam 😁. Jednak powtórzenia, doprowadziły mnie niemal do odruchów wymiotnych, w takiej ilości się w tej części zaprezentowały.
Tym razem pisarka pastwiła się nad komisarz Klementyną Kopp i jej zmarłą przyjaciółką Teresą. W pierwszych częściach Puzyńska zafiksowała się na powiedzeniu "starszy aspirant Daniel Podgórski", w chyba trzeciej części było to słowo "śmieciarz" powtórzone setki razy, tym razem finalistą zostało słowo "Teresa". Powtórzone niezliczoną ilość razy, jak już wspomniałam, aż do niemal odruchów wymiotnych i rzucenia książki w kąt.
Było to tym bardziej dla mnie osobiście przykre, że właśnie tak ma na imię jedna z moich sióstr. A może właśnie to mnie uchroniło i może właśnie dlatego nie rzuciłam niedoczytanej książki w kąt ? Swoją drogą, gdyby wywalić te wszystkie "niepotrzebności", ileż ta książka miałaby stron mniej. Czy pisarzom płacą za ilość kartek, stron, lub słów ? Kto mnie oświeci w tej materii.??