Historia opisana w reportażu "W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii" Roberta Kolkera wydaje się po prostu nieprawdopodobna. Wrażenie robi już na wstępie liczba potomstwa państwa Galvin, dziesięciu chłopaków i dwie dziewczynki, dwanaścioro dzieci! Jakby tego było mało pozornie sielankową scenerię rodzinnej atmosfery przerywa choroba, która zupełnie znienacka wyciąga macki po najstarszego syna, Donalda, a potem kolejno jeszcze po pięciu innych braci.
Świat zewnętrzny podziwiał Galvinów, wydawało się, że są oni spełnieniem amerykańskiego snu- elokwentna, ceniąca kulturę pani domu, dbająca o porządek, dyscyplinę i posiłki (z deserem każdego dnia włącznie) oraz przystojny, wykształcony, brylujący niemal w każdej dziedzinie małżonek. Wraz z pojawieniem się w ich domu choroby, za zamkniętymi drzwiami rozpoczął się prawdziwy dramat - jeden po drugim sześciu synów Mimi i Dana traci kontakt ze światem. Zdiagnozowana u wszystkich schizofrenia jest wówczas przypadłością niemal zupełnie niezbadaną, wiedza na temat choroby znajduje się w powijakach i to, co jest tragiczne dla Galvinów okaże się paradoksalnie szansą dla rozwoju psychiatrii.
Kolker w swojej książce przeplata opowieści o losie rodziny z historią rozwoju psychiatrii, robi to zręcznie i dosyć szczegółowo, oba zagadnienia są niezwykle przejmujące. Muszę przyznać, że sposoby leczenia i pierwsze kroki w kierunku terapii chorób psychicznych przywodzą c...