Przy okazji “Instrukcji dla pań sprzątających” Lucii Berlin pisałam, że gdy poznamy choćby urywki biografii autorki, w zdumieniu przyznamy, że tym życiorysem można by obdzielić kilka osób, a niebanalne, skomplikowane losy pisarki, są dla jej opowiadań wielokrotnie punktem wyjścia.
Dziś przychodzę do Was ze zbiorem “Witaj w domu” na który składają się wspomnienia i kadry z prywatnego życia Berlin, listy - które to pisała nieprzerwanie, będące zapiskami jej przyjaźni, rozczarowań, prób radzenia sobie z niełatwą często rzeczywistością.
“Witaj w domu” to również, a może przede wszystkim szczery i fascynujący opis życia bohemy lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych na amerykańsko-meksykańskim pograniczu. Epizod trwania u boku uzależnionego od heroiny Buddy’ego Berlina odsłania przed czytelnikiem przykryty złudnym blichtrem brud i zakłamanie ówczesnego społeczeństwa.
Lucia w swoim życiu nazywała domem osiemnaście różnych miejsc i choć wszędzie starała się dopasować, łapać możliwie najwięcej pozytywnych niteczek losu, na każdym kolejnym przystanku mierzyła się z przeciwnościami.
Ponieważ wcześniej zachwyciłam się opowiadaniami autorki, jej wspomnienia są dla mnie dodatkowo wyprawą w teksty, dzięki której tropić mogę realne wątki i doświadczenia, których proza Berlin jest pełna. Ta swoista forma biografii, choć już sama w sobie wystarczająco ciekawa, staje się dopełnieniem dla jej opowiadań. I chyba jako taką właśnie czytać ją najlepiej.
Bardzo przyziemne trudy codzienności przeplata Lucia z pięknem dostrzegania zjawisk przyrody, z krótkimi momentami radości wspólnego czasu. Opowiada poetycko, niemal sensualnie. Zmieniają się miejsca, odchodzą mężczyźni, ale Berlin trwa, próbując - nieodłącznie z trójką dzieci - dumie pisać dalej swoją własną historię.
Ja, która po dwudziestu już latach, wciąż nie mogę pogodzić się gdzieś w środku z własną emigracją, patrzę na Lucie z niekłamanym podziwem - ta kobieta nieprzerwanie szukała domu – od Alaski, Idaho, Kentucky, poprzez Nowy Jork, aż po Nowy Meksyk. Przyjmując każdy nowy rozdział z niesłabnącą nadzieją. Niepewność i zmiany nadawały rytm wszystkim tym etapom. Niezwykła osoba, jedna z najciekawszych pisarek amerykańskich, kronikarka rodzinnych przygód i katastrof. Zdecydowanie polecam!