„Każda wojna to straszny bałagan i wielkie marnotrawienie życia i rzeczy. Ludzie prowadzą wojny od tysięcy lat, a jednak za każdym razem wygląda to tak, jakby zaczynali wszystko od początku, jakby toczyli pierwszą na świecie wojnę”*.
Na „Wojnę futbolową” składają się teksty opowiadające o konfliktach w Ameryce Południowej oraz w Afryce. Nie jestem fanką krótkich form (ani w prozie, ani w reportażu) – czasem mniej odczuwam tą niechęć podczas lektury, tutaj mnie ona mocno uwierała.
W Afryce drugiej połowy XX wieku działo się dużo. Bardzo dużo. Jak więc zawrzeć na tych kilkunastu, w porywach do kilkudziesięciu stronach wielowątkowość i złożoność konfliktów? Oczywiście Kapuścińskiemu się to udało, jednak mnogość nazw, nazwisk i zawiłości politycznych trochę mnie przytłaczała.
Autor zrobił jednak rzecz genialną – między poszczególnymi reportażami umieścił rozdziały o tytułach oscylujących wokół: „Plan książki, która mogłaby zacząć się w tym miejscu” czy „Czas najwyższy, abym zaczął pisać następną nigdy nienapisaną książkę”. Rozdziały te dotyczą planów książek, które Autor miał w planach tworzyć, znajdują się tam rozważania ogólne dotyczące pracy reportera, jego doli i niedoli. Co prawda widać tu trochę samokreacji, jednak – jak dla mnie – rozdziały te są równie interesujące, co typowe reportaże.
Świetny (najlepszy z całego zbioru) jest tytułowy tekst „Wojna futbolowa”, Autor w swoim stylu zawarł w tym reportażu całą dynamikę konfliktu.
...