'' Swoją drogą, chyba każdego człowieka od wariata dzieli tylko porządniejsze uderzenie w głowę ''
Podobno, jak pisze autorka w swojej książce, '' Każdy człowiek ma swój dyżurny koszmar '', koszmary przytrafiające się ludziom są więc wcale nie takie rzadkie . Na pewno z takim koszmarem boryka się siedmioletnia Hanka, mieszkanka dużego osiedla w Katowicach. Do dziewczynki '' przychodzi '' w snach Kruk i wcale nie opowiada jej bajek, wręcz odwrotnie, pokazuje jej przerażające rzeczy. Jednak i życie Hanki poza snem, nie jest usłane przysłowiowymi różami. Jej rodzina, to patologia odwrócona . Czyli pije i bije matka, a ojciec kocha, ale jest bezradny .
Nie znam autorki zupełnie, to pierwsza jej pozycja jaką przyszło mi przeczytać. Nie wiem gdzie mieszka pani Mlek, ani skąd pochodzi , ale ze Śląskiem, a ściślej mówiąc z Katowicami, nie obchodzi się w swej powieści za dobrze. Nie jestem mieszkanką rzeczonego miasta, jednak mieszkam stosunkowo niedaleko i tak się składa że dość dobrze znam osiedle Tysiąclecia, czyli miejsce w Katowicach, które autorka obrała sobie za scenę akcji i muszę stwierdzić że na potrzebę tej historii zostało ono z lekka poszarzone. Wcale nie jest tam tak że tylko beton i beton, jest całkiem sporo zieleni. Jednak nie tylko miejsce które stało się nieożywionym głównym bohaterem tej historii, jest pokryte szarością i beznadzieją. Autorka również ze śląskich tragedii czerpie garściami .
Na początku sądziłam iż czytam kolejną obyczajową książkę o patologii w rodzinie i o tym jak to się odbija na dzieciach, co te dzieci znoszą i jak sobie z tym radzą . Jest to dość prawidłowo przedstawiony temat , obrazowo , spójnie i we właściwym tempie. Niestety im dalej w las, znaczy w książkę, tym jest gorzej . Akcja niesamowicie przyspiesza i tragedie zaczynają się sypać stadami . A z książki robi się kryminalny przegląd głównie śląskich dramatów . Napisałam '' przegląd, ponieważ tak to odczułam. Zdania stały się krótkie, czasami jedno czy dwu wyrazowe, jak sieknięcie batem . Jedna tragedia, bat, następna, bat , kolejna , bat. Przez całą książkę czułam dojmujący smutek i tylko tyle. A gdzie jakieś wyhamowanie, zatrzymanie, poczucie czegoś głębiej przy takim ogromie nieszczęść, tragedii i śmierci. Gdzie poczucie żalu, rozpaczy, wściekłości ? Niestety, autorka tak pędziła z tymi tragediami,iż nie dane mi było niczego takiego poczuć . Żałoba i inne uczucia potrzebują czasu...
Nawet Hanka w tym pędzie zdążyła dorosnąć i ukończyć studia. Nie wiadomo kiedy to się stało, aż cofałam się z czytaniem, myśląc że przegapiłam , ale nie , autorka po prostu od razu przeskakuje od Hanki w wieku lat siedmiu do około dwudziestu pięciu . Nie wiadomo jak dziewczyna przez te lata radziła sobie w życiu . Wiadomo tylko jedno , że nadal mieszka z ojcem i że kruk nadal ją odwiedza w snach...Zawsze mi się wydawało że pisarz pisze swoją książkę w jakimś celu . Wiadomo, kryminał ma dać czytelnikowi ciekawą zagadkę do rozwiązania . Romans ma przypomnieć że coś takiego jak miłość i pożądanie wciąż istnieje, fantasy czy książki z gatunku science fiction, też mają swoją rolę do spełnienia . Jednak zupełnie nie potrafię się domyśleć po co powstała ta właśnie książka. Czy po to by przekonać czytelników, że wszystko co złe, to na Śląsku ? . Czy może miała pokazać że bardzo trzeba uważać na oznaki obłędu u rodziców, bo prawdopodobnie jest on dziedziczny ? Czy może ma przekonać że każdy ma swoje przeznaczenie, lub że czarownice są na świecie ? Trochę sobie ironizuję to prawda, jednak to dlatego, że w mojej głowie ta książka zostawiła bardzo niewiele i prawdopodobnie zapomnę o niej za dwa może trzy dni . Ode mnie więc ocena ledwie '' może być ''. W swojej biblioteczce mam jeszcze jedną książkę pani Mlek , zobaczymy jakie wrażenia tamta pozycja we mnie zostawi.