Na uniwersytecie zostaje zamordowany wykładowca profesor Karaś, okazuje się, że był szantażystą, kto miał dość płacenia i pozbawił życia Karasia??
Miała być komedia kryminalna, niestety ja nie zaśmiałam się ani razu, a kryminał – no cóż, jeśli dwa trupy wystarczą, no to jest. Reszta powieści to prezentacja bohaterów i ukazanie wydarzeń z dwóch perspektyw. Każdego z zamieszanych w zabójstwo autorka przedstawia, a ja miałam wrażenie, że chciała obdarzyć swoją powieść we wszystkie cechy, jakie można było wymienić. Mamy, więc identyczne portrety, każdy się zakochuje, każdy ma problemy, każdy wydaje książkę, każdy zdobywa sławę, każdy traci i się znów odnajduje. Jakby było mało mamy dwa duchy i bohatera kota. Rumin upchała homoseksualizm po obydwu stronach, kiboli, nazistów, zakochanego księdza, LGBT, zapłodnienie invitro, niespełnionego polityka, zdegradowanego polityka, afery finansowe itd., itp. Wierzcie mi tam jest wszystko – absurdalny zabieg jak dla mnie, ale humoru w tym żadnego, nawet sytuacyjnego, a o żartach słownych to już nawet nie wspomnę – tam tego brak. Czasami lubię poczytać coś na granicy absurdu – bo tak też reklamowana jest ta pozycja, ale tutaj tego nie było. Jedynka za mordercę, tutaj nie stawiałam na tą osobę.