Zaintrygował mnie tytuł, z uwagi na sporą falę protestów przeciw feminatywom, chciałam wiedzieć więcej i nie ukrywam, że autorka sprostała moim oczekiwaniom.
Już w pierwszym rozdziale obala powtarzany często mit, że feminatywy to jakiś współczesny wymysł feminazistek, cytującSłownik języka polskiego pod redakcją Samuela Lindego (1807-1814), który zawiera takie feminatywy jak "adwokatka", "doktorka", "prezeska" czy "profesorka" - co dobitnie udowadnia, że używanie żeńskich końcówek rozmaitych profesji jest właściwie powrotem do korzeni. W kolejnych udowadnia, że argumenty przeciw feminatywom nie mają większego sensu, jak choćby w przykładzie czepiania się słowa "adiunktka" - które wcale nie jest trudniejsze do wymówienia niż adiunkt, omawia znaczenie i pochodzenie pewnych określeń oraz zachodzące zmiany w ich znaczeniu, wspomina o tym, jak trudno po polsku mówić o seksie.... W sumie w dziesięciu rozdziałach opatrzonych bogatą bibliografią omawia wiele zjawisk językowych, nie ograniczając się jedynie do żeńskich końcówek, a całość jest napisana bardzo ciekawie. Poleca również literaturę dotyczącą postrzegania kobiet i ich praw, z której kilka pozycji zdążyłam już przeczytać, było warto, więc myślę, że i po pozostałe sięgnąć należy.