Szef sztabu zaczerpnął powietrza, po czym dobitnie i uroczyście, jakby czytał komunikat rządowy o wystrzeleniu pierwszego kosmonauty, wyrecytował końcową kwestię: W IMIENIU ZWIĄZKU SOCJALISTYCZNYCH REPUBLIK RADZIECKICH SKAZAŁ NA KARĘ ŚMIERCI. Kat gładko i bezgłośnie zarepetował broń... Zwinnie jak kot, major KGB zbliżył się jeszcze o dwa kroki i stanął w rozkroku dla uzyskania lepszej równowagi. Był teraz o metr od nieszczęśnika. Zdawało się, że skazany musi słyszeć oddech swego kata. Lecz ten nadal niczego nie przeczuwał... Kat wyciągnął do przodu prawą rękę, tak że muszka pistoletu dotykała niemal karku żołnierza... Lewą ręką kat ścisnął przegub prawej, aby utrzymać pistolet w bezruchu... Złowieszczy trzask pojedynczego wystrzału smagnął mnie jak biczem po piecach. Ciało żołnierza opadało bardzo powoli, jak liść klonu w bezwietrzny jesienny dzień. Równie niespiesznie kat odsunął się w bok, ustępując miejsca padającym zwłokom. Kat sprawnie wyciągnął magazynek z pistoletu i jednym szarpnięciem wyrzucił z komory drugi, niepotrzebny już nabój.