Buntownicze ideały
Opowiadanie dedykuję wszystkim straconym, tragicznym romantykom.
Młody facet wypatrywał wschodzącego słońca, pełnego ciepłych, przyjaznych promieni. Właśnie taki życzył sobie początek przyjścia na świat, a gdy słońce zajdzie i pozostawi za sobą mrok i chłód nocy - chciałby pożegnać się z żywotem i ujrzeć zmrok ludzkiej egzystencji. Jego mózg skręcił w inne rejony. Szedł chodnikiem do szkoły – liczył na to, że ujrzy kolejny dzień nie różniący się od poprzedniego. Stanął na czerwonym świetle, wlepiał siatkówkę w licznik, który wskazywał ilość sekund do zmiany koloru światła. Tuż za przechodniami oczekujących na zielone okienko wbiegła młoda dama w opresji. Przerażona pościgiem zaryzykowała improwizując romans. Wzięła młodego faceta za ramię. Zdezorientowany facet zadał pytanie.
- Pani musiała pomylić partnera.
- Cicho, stój! Przepraszam, że ciebie to wciągam, ale gonią mnie dwaj mężczyźni. Próbuję im uciec, proszę mi pomóc. Udawaj, że jesteśmy parą.
- W porządku, kochanie. - Rzekł niepewnie, po czym się poprawił.
- Widzę, że się wczułeś. - Zerknęła z lekko odsłoniętymi zębami w przypływie uśmiechu.
- Mam za sobą aktorskie doświadczenie.
- Tak, jeszcze powiedz, że grasz na wspólnej. - Zadrwiła.
- Nie, nie. Nie jestem zawodowym aktorem. Po prostu miałem okazję sprawdzić się na scenie.
- No, a teraz sprawdzasz czy potrafisz ratować damy w opresji?
- No więc, jak ci mija dzień? - Zapytał z błyskiem w siatkówce.
- Zadałeś fatalne pytanie. - Uderzyła go w bok nieśmiało. Odwróciła głowę, gdy usłyszała czyjś bieg. - Biegną tutaj. Zabierz mnie stąd.
- Młody facet spojrzał na zegarek, który umieścił na lewym nadgarstku.
- Dobra, mam plan. Za trzy minuty pojawi się m-zka niedaleko stąd. Zabiorę cię tam i im odjedziemy.
- Zgadzam się. - Pojednała się porozumiewawczo. Dwaj mężczyźni zauważyli znajomy strój.
- Tam jest! - Krzyknęli w oddali.
Dama obróciła się na stopie i kazała mu, aby ją stamtąd zabrać. Pojawiło się zielone światło. Młody facet jedną ręką pochwycił nogi damy, a drugą przytrzymał jej plecy. Dama zwiesiła się na karku. Biegł przed siebie, do zamierzonego celu. Nieduża dama wydała się lekka, dlatego też nie był przesadnie obciążony ,,bagażem''. Biegł z całych sił – dama oszalała. . Silny mężczyzna trzymał ją pewnie, a szaleńczy pościg za transportem, który za chwilę miał odjeżdżać, był sprawdzianem jego kondycji fizycznej, której z całą pewnością mu nie brakowało. W języku młodego chłopca zwało się to zainwanianiem. Zainwaniał niczym japońskie metro, które uznaje się za najszybsze na całej półkuli ziemskiej. Oczywiście nie zainwaniał niczym japońskie metro, ale dama mogła poczuć się oszołomiona niezwykłym doświadczeniem, jakie do tej pory jej nie spotkało. Szybki myk, myk w jedną i drugą uliczkę. Jedną na czerwonym świetle, ale sytuacja panny tego wymagała. Mzka przybyła z oznakowaną liczbą - pięćdziesiąt osiem. Chłopiec wbiegł razem z nią do środka. Postawił na nogi, a łotrów pozostawił wystarczająco daleko, by mógł odetchnąć z ulgą.
- Jak będę potrzebowała tragarza, albo szybki transport, koniecznie do ciebie zadzwonię.
- Wiesz co, to może wysiądziesz?
- Za późno. Już jedziemy. Patrz na tych ciołków, już drepczą w miejscu. - Panowie zza szyb wygrażali palcami.
- Gdyby nie ja, już nie byłoby ci do śmiechu. - Odpowiedział z lekką drwiną w kącikach ust.
- A ja cię uważałam za miłego chłopca. - Wzięła przerwę na głęboki oddech. - Dziękuję za pomoc, ale tutaj już się rozstaniemy.
- Mogę chociaż wiedzieć, jak się wabisz?
- Wabię? Co ja zwierzę? - Zapytała niedowierzająco.
- Taki żart. Sama żartujesz, to postanowiłem wyszczerzyć kły.
- Ty głuptasie. - Uśmiechnęła się na serio. Bez udawania. - Jestem gorąca Ola.
- Gorąca? - Zapytał miękko. - Tak się wabisz?
- To tylko przydomek. Mówią na mnie gorąca.
- W moich rękach było ciepło, więc coś w tym jest.
- Gdybym parzyła, zwałabym się parząca Ola.
- Lubię dowcipne kobitki. Dowcipne i szalone. - Rzucił z przekąsem.
- No to masz farta. Właśnie taką dziś poznajesz. Dobra śmieszku, jak tobie na imię?
- Spokojny Tomek.
- Spokojny, to twój przydomek?
- Nie, ale taki jestem.
- Spokojny i gorąca, jak to może pasować? - Zapytała z paluszkiem na ustach.
- Zapytaj rodziców. Oni powinni wiedzieć.
- Tak sądzisz? Dobra. Odezwę się do starszych. Daj mi minutkę.
- Gdzie wysiadasz? - Zapytał pospiesznie.
- A gdzie jesteśmy?
- Na bulwarach.
- Ach. Dobra, wysiądę z tobą. - Puściła oczko z delikatnym uśmiechem.
- Dobra. - Odwzajemnił uczucie.
- Ola zadzwoniła do mamy i zapytała o to, co może się wytworzyć pomiędzy spokojnym facetem, a gorącą dziewczyną. Zdumiona matka popadła w niekontrolowany śmiech, co przyczyniło się do wylania łez z nadmiaru skurczy brzucha.
- Córciu, moja droga, takiej parze życzę szczęścia. Dobrali się z prawidłowym temperamentem. Muszę opowiedzieć o tym ojcu, ten to będzie miał ubaw aż będzie musiał biec do łazienki z powodu zaciśniętego pęcherza. - Odpowiedziała z powagą.
- Dobra, mamuś. Nie wiem, co w tym śmiesznego. Dlatego nigdy nie zrozumiem dorosłych. - Odburknęła.
- Dopóki sama nie będziesz miała tyle lat, co twoja matka, nie zrozumiesz, ale już niebawem pojmiesz, co to znaczy – spokojny i gorąca. Idealny wzorzec rodzinki. Ona wybuchowa, on statyczny niczym pomnik. Oj, córcia. Dziękuję ci za telefon. Rozbawiłam się do rozpuku.
- Pa mamo, kończę. - Chciała rzucić telefonem przed zakończeniem rozmowy.
- Pa, córciu. - Włożyła telefon do kieszeni i dalej nie rozumiała, co jest śmiesznego w przydomkach.
- Tomku, czy jest coś śmiesznego w parze: spokojna i gorąca?
- Ależ tak.
- Co? - Czekała z rozdrażnieniem.
- Nieprzewidywalność małżonki. - Roześmiała się, a napięta twarz zdążyła się zrelaksować.
- A to dobre. Chyba zrozumiałam. Ona robi mu wyrzuty, a on na to nic, cisza?
- No mniej więcej. Coś w tym rodzaju. Teraz to sobie wyobraź, a zaczniesz się śmiać.
- Ileż to rubaszności w tobie i mojej matce. - Pokręciła głową, jakby nie znała się na żartach.
- To dasz się umówić na pizzę? - Odrzekł nieco poważniej.
- W ramach podzięki? Pewnie. Kiedy? I gdzie?
- W sobotę. Wieczorem. Koło dwudziestej pierwszej w pizzerii na Kałkanów.
- Szalejesz. - Odrzekła z błyskiem w oku.
- Ty jesteś szalona, więc postanowiłem zaszaleć w towarzystwie uroczej dziewczyny. To jak, umówieni?
- Owszem, to będzie randka? - Oczekiwała na odpowiedź w napięciu.
- Nie sądzę, aczkolwiek w pizzerii poznałem moją eks, przez co mam sentyment do owych lokali.
- Rozumiem. To mam się odwalić, jak lala z telewizji? - Odrzekła, z dużą dozą arogancji.
- Nie musisz. Choć pewnie i tak to zrobisz, za długo znam kobiety. - Uśmiechnął się, żeby spuścić powietrze.
- Niech będzie. Będzie ciekawie. Tylko wiesz, ty też się ubierz całkiem poważnie.
- Nie, ubiorę się w pizzę, żeby było śmiesznie. Dziewczyno – my wybieramy się na pizzę, a nie na przedstawienie teatralne.
- To taki żart.
- Oczywiście. Nikt normalny, by tego nie zrobił.
- A ja myślałam, że bycie normalnym, to bycie sobą. Zepsułeś mi marzenia. - Rzuciła z oskarżeniem w głosie, ale z wyraźną drwiną.
- Wysiadasz ze mną?
- Teraz?
- Nie, wczoraj. - Roześmiał się z sytuacji. - Pewnie, że teraz.
- Dasz swój numer telefonu?
- Nie. - Stanowczo zareagował. - Jak się spotkamy w pizzeri, to wtedy dostaniesz.
- Dlaczego? - Pytała zaskoczona.
- Chcę wiedzieć, czy jesteś porządną dziewczyną.
- Ach, to tak, więc jednak chcesz mnie dla siebie.
- O ile nie masz chłopka. - Odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
- Nie mam. - Rumieniec pojawił się na lewym policzku.
- No i dziękuję za informację. - Wysiedli z mzki. Przytulili się, pożegnali i poszli w swoją stronę. To znaczy – dama musiała czekać na sześćdziesiątkę czwórkę, ale cieszyła się, że poznała kogoś wyjątkowego.