Avatar @literackiespelnienie

@literackiespelnienie

27 obserwujących. 46 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 7 dni temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
27 obserwujących.
46 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj 7 dni temu.
niedziela, 24 maja 2020

Sprzeczność moralna ,,Jokera''

Szum, jaki wywołał w Stanach Zjednoczonych drobny koleżka z makijażem na twarzy jest wprost nieproporcjonalny do dramatu fikcyjnej postaci ukazanej na szklanym ekranie. Todd Phillips nie ma w sobie subtelności - kreśli grubą kreską podziały społeczne oraz przywiązanie do niepotrzebnych nikomu nawiązań do ,,Batmana: Rok pierwszy'' Franka Millera, przesadnie romansując z autofilmową kreacją Roberta De Niro wyrwanego z ,,Króla Komedii'' Martina Scorsese, nadając niebezpieczne postulaty polityczne, jakoby klasa wyższa była odpowiedzialna za tragedię niższej warstwy społecznej. Pod płaszczykiem nierówności społecznej pojawia się niesmaczny żart, że jedynym ratunkiem dla uciśnionych pozostaje nieuporządkowana rebelia.

Głośne hasła reklamowe oraz panika w oczach krytyków stała się absurdalna, jak film o niespełnionym komiku, apatycznym, pozbawionym czucia Arthurze Fleck, który mentalnie był Jokerem, zanim przeobraził się w księcia zbrodni. Bo w rzeczy samej otrzymujemy historię o człowieku ze schorzeniem neurologicznym, któremu udziela się niekontrolowany śmiech. Jednocześnie chodzi na terapie i otrzymuje leki, by nie zwariować do reszty. Problem polega na tym, że Arthur od samego wejścia na scenę filmową pozostaje Jokerem - niesympatycznym, z dzikością w sercu i pożądaniem gniewu. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to bezkształtne miasto. To nie jest Gotham - tylko anonimowa mieścina bez imienia. Prawdziwe Gotham nie wygląda jak przeciętna dzielnica, w której nie wyczuwa się nutki groteskowej ekspresji. To nie jest zarzut, lecz stwierdzenie potwierdzające, że Phillips próbował, podobnie jak Christopher Nolan - nadać fikcyjnej nazwie odrobinę realizmu. Lecz, jak wierzyć w rzeczywistość z ekranu, skoro cała fabuła upada pod naciskiem dziur w scenariuszu, niepoprawności diagnostycznych oraz wiary w to, że Joker stanie się ulubieńcem tłumu? Bo gdyby przypuścić, że Joker ma stać się ikoną słabeuszy, którzy nie potrafią bronić się przed światem i jego cyniczną grą, to nadal odnoszę wrażenie, że nie chcemy brutalnych symboli, ponieważ Joker w popkulturze nie jest osobą zrównoważoną, i nie trzeba znać komiksowych reali, żeby to wiedzieć.

Film naiwnie stara się pokazać, że to Joker jest tym poniżanym i uciskanym, ale jego moralność jest sprzeczna i dalece niepoprawna w założeniach. Ponieważ życie w społeczeństwie nie polega na wzajemnej ignorancji prawa i karania ludzi za to, że ktoś wyrządził nam krzywdę (jest spora różnica między pobiciem, a zabójstwem z zimna krwią), a niestety scenariusz zakłada, że każdy, kto spotka Arthura jest dziwakiem, skaleczonym psychicznie maniakiem z wysokim ego i niepoprawnością w głosie. Bo, zastanówmy się, przez cały film otrzymujemy sygnały, że każdy jest zły, tylko nie on, jest chodzącym ideałem, i gdyby nie choroba neurologiczna, oraz chora matka, którą rzekomo się opiekuje, byłby normalnym obywatelem, który wykonuje obowiązki przeciętnego mieszkańca z dużego miasta. Niezręczna reżyseria polega na tym, że po zabójstwie otrzymujemy scenę tańca, jakby upajał się morderstwem, i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że my siedzimy po drugiej stronie ekranu. I pytamy się: czy to oznaka triumfu? Od kiedy osoby ciemiężone, spychane na margines towarzyski widzą zwycięstwo w zabijaniu? Moralna konspiracja Jokera pozwala iść dalej, bo jego nieudolna gra z publicznością szybko zostaje zweryfikowana na deskach stand-upowych.

Głęboka wiara w niepotwierdzony talent staje się dla Arthura przepustką do lepszego świata, ludzi pięknie ubranych, w gustownych szatach, którzy zwracają uwagę na osobę, która w jego mniemaniu, nigdy ostatecznie nie otrzymała wystarczającej opieki czy zainteresowania. W swoim skrzywieniu optycznym postrzega się jako osoba niewidoczna, odrzucona przez społeczeństwo, jednocześnie nie robi nic w tym kierunku, żeby go polubili. Jakby to określił Jordan Peterson: Joker posiada mentalność ofiary - oznacza to, że stawia się w roli poszkodowanego przez los, otoczenie i społeczeństwo. Nieświadomej ofiary losu, że z jego perspektywy, jest niechciany czy niekochany. Eskalacja przemocy następuje tuż po tym, jak zostaje skopany przez anonimowe twarze. Wyciąga broń i wymierza jedyną słuszną sprawiedliwość według Charlesa Bronsona z ,,Życzenia śmierci''. Staje się udekorowanym, samotnym mścicielem, który zapoczątkowuje fałszywie rozumiany anarchizm, który przeistacza się w faszyzm.

Scenariusz popełnia duży błąd skupiając się na nieuzasadnionej teorii chaosu pośród dzikiego miasta, bo czym są drobne ofiary w stosunku do Gotham, które na co dzień zmaga się z przestępczością, korupcją i podziałami klasowymi? W rzeczywistości taki scenariusz jest wielce nieprawdopodobny i nieuczciwy wobec widza. Drugim problemem jest sama kreacja Jokera jako osoby, której wszystko się pozwala: niepotrzebny terror i zamieszki na ulicach są czystą maskaradą i kompletnie nietrafionym morałem życia w faszystowskiej masce Jokera, dla którego życie jest ułożone podług jego skrzywionej wartości jako człowieka. Szkodliwie korzysta z nośnych tematów, jak choroba psychiczna, by uczynić z Jokera ikonę fałszywych ofiar, którzy widzą świat z jednej perspektywy i z oczu jednej kamery. Są chłodni, obwiniają wszystko i wszystkich o zło tego świata, a jednocześnie nie robią nic, by samemu poprawić nastawienie do skrzywionej rzeczywistości. Symboliczną sceną pozostaje ta, gdy Arthur w ciele komiksowego Jokera ogląda ,,Dzisiejsze czasy'' Charlesa Chaplina w kinie. Jesteśmy świadkami sceny, gdy komik na ekranie lawiruje pomiędzy przestrzenią, a upadkiem w przepaść. Jest cienka granica między utrzymaniem zdrowia psychicznego od schizofrenii. Reżyser (świadomie czy nie) popada w schizofrenię filmową. Chcemy współczuć Arthurowi, ale nie możemy, ponieważ jego moralność nie zakłada, że będzie tolerował obraz i zdanie innych. Jest za bardzo skupiony na sobie, na swoich krzywdach, iż nie widzi, że sam krzywdzi osoby drugie i zostaje tyranem, karmiąc się fałszywym przekonaniem, że postąpił słusznie.
#Joker
× 2
Komentarze
@Chassefierre
@Chassefierre · ponad 4 lata temu
Ej, nie zgadzam się!

W moim odczuciu Arthur wcale nie jest pokazywany w sposób jednostronny. W ogóle wydaje mi się, że pominąłeś kilka ważnych aspektów tej historii:
  • po pierwsze: Arthur był wychowywany przez matkę, która była osobą zaburzoną. Nie miał jak wykształcić w sobie normalnych odruchów społecznych. Wierzył jej, opiekował się nią tak dobrze, jak potrafił, ale nie miał w niej żadnego wsparcia.
  • po drugie: Arthur jest postacią, która nie ma wsparcia. Nigdzie. Nie istnieje taka grupa czy jednostka, która powiedziałaby mu: tak, stary, masz przechlastane, słuchaj, rozumiem, co przeżywasz. Nawet psycholog z opieki społecznej ma go głęboko w odwłoku, co jest bardzo realistycznie i jednocześnie smutno ukazane w scenie, w której Arthur ,,wybucha'' monologiem kończącym się słowami ,,all I have are negative thoughts''. I co się wtedy dzieje? Nic się nie dzieje, bo tną wydatki na opiekę społeczną, dziękujemy za współpracę, do widzenia.
  • po trzecie: zabójstwo w metrze nie było planowane. Zostało wywołane przez tą przysłowiową kroplę przelewającą czarę goryczy. Jak w filmie ,,Upadek''. To już było za dużo, za mocno, za często. A scena tańca nie była sceną triumfu - to było coś naprawdę smutnego i przejmującego, to było danie ujścia nagromadzonej agresji, ujścia dla negatywnych emocji: dla tego strachu, poczucia pustki, niezrozumienia. To było działanie, które Arthur rozumiał, dlatego je wykonał.
  • po czwarte: Arthur miał swojego telewizyjnego idola, fantazjował o spotkaniu z nim, gloryfikował go, to był dla niego jakby ,,zastępczy emocjonalny ojciec'', który w kluczowym momencie (egoistycznie nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich działań) poniżył go dla fejmu i podbicia oglądalności. A potem zaprosił go do swojego show, żebyśmy się wszyscy - haha - mogli ponabijać z tego biednego czubka.

Oczywiście, żebyś nie miał wątpliwości, nie gloryfikuję teraz przemocy i morderstw będących konsekwencjami tego, w jaki sposób społeczeństwo odnosiło się do Arthura.
Dla mnie ten film był smutnym i przejmującym studium tego, w jaki sposób społeczeństwo odnosi się do osób niedopasowanych i/lub cierpiących z powodu chorób psychicznych. To ukazanie stygmatyzacji i nierealnych oczekiwań wobec takich jednostek (,,The worst part of having a mental illness is people expect you to behave as if you don't.''), a także tego, że tak w zasadzie ludzie, których powinna obchodzić pomoc takim osobom mają to gdzieś.

Huh. Rozpisałam się. :)
@literackiespelnienie
@literackiespelnienie · ponad 4 lata temu
Wybacz, ale to płytki film, z płytką, wadliwą psychologią, ponieważ autorzy mylą tiki nerwowe z zaburzeniami umysłowymi. Po drugie - bezczelnie odnosi się do filmów, czasu i miejsca, który ma się nijak do historii czy konkretnie wybranej problematyki dzieła filmowego. Twórcy są niezdecydowani, a całą opowieść próbują zakończyć na społecznych rebeliach, co jest absolutnie niedorzeczne. Pomijam, że Joker z filmu jest anty-kanoniczny i nie ma nic wspólnego z oryginalną wersją tej postaci, ale to najmniejszy problem tego filmu. Skoro podejmuje poważne tematy, dlaczego w tle leci popowa muzyka, a przemoc jest kreskówkowa?
@Chassefierre
@Chassefierre · ponad 4 lata temu
<zaciera łapki> Ach, dyskusja! :D

Tiki nerwowe nie wykluczają zaburzeń psychicznych. Arthur nie wychowywał się w normalnej rodzinie, w normalnym środowisku i dorastając był pozbawiony wzorców, które mogłyby ukształtować jego psychikę i charakter w korzystny sposób. W najlepszym przypadku miał ciężkie zaburzenia charakteru albo depresję. No generalnie był postacią cierpiącą na jakąś jednostkę chorobową.
I pod tym względem (co starałam się dać znać powyżej) moim zdaniem film całkiem nieźle ukazywał słaby stan psychiatrii i ogólnie pomocy psychologicznej.

Nie bardzo wiem, co rozumiesz pod pojęciem ,,kreskówkowej przemocy'' (bo ja z tych, którym kojarzy się to z rozpłaszaczaniem Toma przez Jerry'ego za pomocą wielkiego młota) - mi w każdym razie te zabójstwa w filmie nie wydawały się jakoś specjalnie przerysowane. Może poza tym ostatnim, w studiu, ale taki zdaje się był cel.
(Do muzyki się nie odnoszę.)

Zakończenie ze społecznymi rebeliami było faktycznie nieco naiwne. Znaczy, głównie dlatego, że albo ludzie byli już na tyle wściekli i było ich na tyle dużo, że Gotham padłoby wcześniej pod naporem ich frustracji niezależnie od pojawienia się - bądź nie - Jokera; albo sytuacja nie była jeszcze tak zła, żeby ludzie zaczęli się burzyć i pojawienie się jakiegoś Jokera nic by nie zmieniło, bo przecież każdy woli iść do tej niskopłatnej pracy, żeby zarobić na makaron z serem i kredyt na nowego ajfona, niż brać udział w społecznej rebelii mając pusty żołądek i wizję wyroku kiedy go złapią.
(To znaczy, ludzie generalnie wybierają stabilizację nad rozruchy.)
@literackiespelnienie
@literackiespelnienie · ponad 4 lata temu
Masz rację, co do opisów pomocy społecznej, problem jest taki, że film pozostaje czarno-biały. Nie ma odcieni. Wszyscy dokuczają Jokerowi bez większego powodu (oczywiście w mniemaniu Jokera), i Joker postępuje podobnie, również używa środków przemocy, jakby świat składał się z wzajemnej nienawiści, i oto mi chodziło w kwestiach ,,kreskówkowej'' przemocy. Autorzy nie traktują niczego na poważnie, mają ,,wywalone'' na logikę - w rzeczywistym świecie Joker nie mógłby wejść z bronią do studia, bo zostałby skonfiskowany. Poza tym nie lubię, kiedy ktoś szafuje terminologią psychologiczną w kinie, nie znając jej zasad, nie wiedząc, kiedy jest to zaburzenie neurologiczne, a kiedy negatywne stany na podłożu czysto psychologicznym. Łatwo wywinąć orła na podstawach z psychologii.

Zakończenie od czapy, i nikt nie znajdzie argumentu, żeby uznać, że miała ono sens dla przedstawionej postaci. Ludzie na widok jakiegoś klauna zabijającego kilku typów w metrze nie zachowa się jak stado małp, które uzna, że był on postacią tragiczną i uosabia jakieś pokolenie i grupę społeczną. Cały ten morał, do którego chcą sprowadzić Jokera, to bujda na resorach i nieszczere przyznanie, że autorzy nie wiedzieli, jak zakończyć produkcję. A Stany Zjednoczone się przestraszyły, że ludzie z widłami na ulicę wyjdą - prędzej wyjdą z powodu naruszonych praw niż przez jakiegoś klauna-nieudacznika.