O Błękitnej miłości głośno zrobiło się kilka lat temu, kiedy to dopiero zaczynałam swoją przygodę zarówno z blogowaniem, jak i z pełnym zaangażowana czytelnictwem. Nie powiem - miałam na nią naprawdę wielką ochotę, ostatecznie jednak nie uległam i odłożyłam tę powieść w czasie by zabrać się za nią, gdy szał nieco ucichnie. Nie tak dawno znów natknęłam się na ten tytuł stwierdzając, że może w końcu po prawie trzech latach przyszła na niego pora.
Główną bohaterką jest Alexa, przeciętna nastolatka która dopiero co skończyła pisać swe egzaminy dzięki czemu zyskała dużo wolnego czasu na niesamowicie interesujące schadzki ze swymi szalenie oryginalnymi przyjaciółmi. Tuż przed jednym z takich spotkań dziewczyna zauważa na brzegu Tamizy szamoczącego się łabędzia i ze zdziwieniem odkrywa o co biedne zwierze się zaczepiło. Znajduje bransoletkę przytwierdzoną do drutu, wysmarowaną mułem, porzuconą kilka a może nawet więcej lat wcześniej. Co się z nią działo? Dlaczego ktoś ją wyrzucił? Jaką kryła ze sobą tajemnicę? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w Błękitnej miłości. A to, czy ewentualna odpowiedź was usatysfakcjonuje - to już nieco inne zagadnienie.
Nie wiem czy powinnam być sroga w ocenie typowego młodzieżowego paranormala, wymagając nie wiadomo jakich standardów. Może i nie powinnam, wydaje mi się że owa powieść prezentuje dość przeciętny, wręcz słaby poziom nawet w porównaniu do innych pozycji.
„Moje całe życie znikało. Wszystko, co czyniło mnie tym, kim jestem, było mi wydzierane. Patrzyłam na to jak na film puszczany na ścianie tunelu, a sama pędziłam w stronę czarnej dziury na końcu.”
Bohaterowie wydają mi się niesamowicie puści i bezosobowi, a wrażenie to towarzyszyło mi nieprzerwanie od strony pierwszej aż do ostatniej. Główna bohaterka nie wyróżnia się naprawdę niczym, to samo można bez wątpienia powiedzieć o wszystkich jej przyjaciołach. Ludzie są tu puści, zachowują się zdecydowanie bardziej jak dzieci (a ponoć są nastolatkami). Callum miał okazać się kimś intrygującym, tajemniczym, uwodzicielskim. Został tak opisany, to niezaprzeczalny fakt - wcale jednak nie sprawiał wrażenia ani też nie dowiódł posiadania mu przypisanych cech swoim zachowaniem.
Pomysł sam w sobie jest w miarę ciekawy, gdyż nie spotkałam się wcześniej z motywem bransoletki, duchów żerujących na ludzkim szczęściu - to wszystko jest na plus. Jednak szalenie prosty język, infantylne zachowania bohaterów oraz zatrważająca prostolinijność akcjo odbierały całą radość czytania, która chwilami się pojawiała. Wydarzenia idą tu w jednym kierunku przez cały czas, a przy odrobinie sprytu możemy bez trudu zgadnąć co będzie działo się dalej. Brak tu jakiejkolwiek wielowątkowości.
„W pozycji ,w której leżałam ,widziałam jego twarz i dłoń, głaszczącą powoli moje włosy”
Całą historię można bez trudu opisać kilkoma zdaniami, co raczej nie dowidzi tego, że jest ona zbyt bogata. Nie wiem czy warto wspominać tutaj o wyznaniach miłosnych jakie padały między dwójką głównych bohaterów praktycznie od ich pierwszego spotkania, gdy właściwie wcale się nie znali. Ze wzruszenia jakie opanowało mnie podczas lektury - prawie spadłam z krzesła. I nie, bynajmniej nie było to spowodowane moim wzruszeniem czy też pozytywnymi odczuciami.
Cóż, może ta książka faktycznie jest aż tak kiepska, a może to po prostu ja robię się 'za stara' dla takich historii, niemniej jednak polecam ją jedynie młodszym, niewymagającym czytelnikom. Wszystkim pozostałym odradzam, no chyba że ktoś potrzebuje zabić czas a nie ma niczego innego pod ręką. Jest to kolejny nic nie wnoszący do literatury płytki czasoumilacz, ot co.