Na "Bunkier" autorstwa Guy'a Burt'a musiałam czekać długo, ponieważ moja kumpela miała dość długą listę osób, które chciały się "dorwać" do tej książki. Nie chciałam jej kupować, bo szczerze wątpiłam w to, że może mnie ona bardziej zaintrygować niż "Sophie". Postanowiłam, że nie będę czytała żadnych opinii internautów na temat tej powieść, a na mój osąd nie będzie miał nikt wpływu.
Kilkoro nastolatków, uczniów elitarnej szkoły gdzieś w Anglii, zgadza się wziąć udział w "eksperymencie z rzeczywistością". Ich rodzice myślą, że pojechali na szkolną wycieczkę, nauczyciele są przekonani, że zostali w domu, a oni decydują się spędzić trzy dni zamknięci w Bunkrze, zapomnianej piwnicy jednego z nie używanych budynków starej szkoły. Z Bunkra można się wydostać tylko po drabinie. Z początku wszyscy świetnie się bawią; podoba im się, że zagrają na nosie zarówno nauczycielom i kolegom, jak i rodzicom. Czas upływa na wygłupach i popijaniu. Kiedy jednak mijają umówione trzy dni, a drzwi pozostają zamknięte, "eksperyment" przybiera zaskakujący obrót - beztroska zabawa nastolatków przeradza się w krwawy koszmar. Co naprawdę wydarzyło się w Bunkrze? I wcześniej, zanim uczestnicy "eksperymentu" zeszli do ponurego lochu? To czytelnik musi sam wydedukować. Chociaż w powieści mamy do czynienia z zobiektywizowanym narratorem oraz relacją jedynej osoby, która wyszła z Bunkra żywa, nigdy tak naprawdę nie dowiadujemy się, co tam zaszło. Co więcej, zaskakujące zakończenie wywraca wszystko do góry nogami i nic nie wydaje się już takie, jak czytelnik mógł sądzić.
Na początku zasiadłam z głową spuszczoną w dół, ponieważ moje sprawy osobiste nie chciały się ode mnie uwolnić ani na chwilę, ale już po kilu momentach i paru stronach zatraciłam się w stu procentach w "Bunkrze" i stałam się jakby jego częścią, wzięłam udział w tej zabawie ze śmiercią, w eksperymencie z rzeczywistością. Pierwsze kilka rozdziałów czyta się szybko, z rozmachem. Nie nużą, ale jednocześnie są przewidywalne. Od razu wiemy, że mamy tutaj do czynienia ze straszną historią (wystarczy spojrzeć na okładkę) i możemy z przekonaniem stwierdzić, już po paru stronach, że na pewno grupka znajomych nie spędzi w bunkrze jedynie tych trzech planowanych dni.
Jednak ta książka jest o tyle niesamowita, że sam koniec tej powieść jest przerażający i daje do myślenia. Burzy do tej pory wyrobione przez czytelnika wyobrażenie i obraz tego wszystkiego. Guy Burt bawi się na czym umysłem, doprowadzając do tego, że wierzymy w każde słowo zawarte w książce, a w ogóle nie zastanawiamy się nad tym, że to tylko gra, wymyślona gierka. A w jednym epilogu on wszytko burzy - moim zdaniem genialne. To jest niezwykle intrygujące i pełne podziwu zarazem. Po przeczytaniu tego horroru stwierdziłam, że ludzie obdarzeni ogromną inteligencją są fascynujący, a jednocześnie przerażający.
Kolejnym ogromnym plusem działa Burta jest język, którym się posługuje. Książka napisana jest w trzech czasach, co może odrobinę czytelnika rozmyć i wziąć pod włos. Zadziwiające jest to, że autor miał wtedy zaledwie osiemnaście lat, kiedy napisał tą powieść!
Polubiłam wszystkich bohaterów, a relacje między nimi były odebrane przeze mnie w pozytywny sposób. Ciągle się zastanawiałam nad tym: Kto pierwszy się podda? Kto upadnie i nie będzie w stanie się podnieść? Czekałam na ten moment z niecierpliwością, ale on nie nadszedł. Zamiast tego pisarz daje nam zawikłane emocje postaci, w których kryje się strach i przerażenie. Przestają oni logicznie myśleć, ucieka od nich wcześniej obecny spokój. Jest to książka niewątpliwie o relacjach ludzkich. Burt pokazał w jak diametralny sposób może się zmienić człowiek, kiedy chodzi o przetrwanie.
Wydanie "Bunkra" jest również trafione - kieszonkowy format to idealne rozwiązanie dla niespełna dwustronicowej książki. Muszę koniecznie sięgnąć po ekranizację.
Chciałabym polecić tą powieść wszystkim - jest genialna. Guy Burt stał się, w momencie zamknięcia przeze mnie tej książki, jednym z moich ulubionych pisarzy.