To nie jest moje pierwsze spotkanie ze słynną amerykańską pisarką, która jest autorką sprzedanej w paru milionach egzemplarzy serii o Błękitnokrwistych. Akurat mogłam jakiś czas temu przeczytać pierwszą część, która nie do końca przypadła mi do gustu, dlatego też nie sięgnęłam po kolejne. "Zapach spalonych kwiatów" wydał mi się idealną odskocznią i kolejną okazją do przekonania się do tej autorki.
Głównymi bohaterkami są trzy kobiety o nazwisku Beauchamp - najstarsza, czyli matka Joanna oraz jej dwie córki Ingrid i Freya. Całe trio jest czarownicami i mieszka w lekko zapomnianym, zadymionymi i niezbyt często odwiedzanym North Hampton. Prowadzą spokojne i w miarę uporządkowane życie, ponieważ nie mogą używać swoich magicznych i potężnych mocy - zabroniono im tego dawno temu. Jednak ich natura niemal sama domaga się tego, aby robiły to w czym są najlepsze i łamią tę zasadę, aby pomagać innym ludziom. Przyrządzają magiczne miłosne mikstury, uzdrawiają cierpiących fizycznie i psychicznie, a najstarsza dopuszcza się nawet tego, że postanawia uwolnić męża pewnej kobiety z "rąk śmierci" - sprowadza go z powrotem na ziemię, co jest niebezpieczne w skutkach.
Po paru dniach z pozoru niewinne uroki przyczyniają się do tego, że nad miastem wisi plaga - dzieją się zaskakująco dziwne rzeczy, które trudno w racjonalny sposób wytłumaczyć. Kiedy dochodzi do zniknięcia młodej kobiety oraz paru innych incydentów, czarownice postanawiają odkryć co takiego kryje się za tym wszystkim. Dodatkowo bujne życie seksualne Frey, która jest zaręczona, w tym bynajmniej nie pomaga, a przynosi kolejny dylemat i zaskakujący koniec.
Gdybym miała określić tę lekturę jednym zdaniem, zapewne powiedziałabym coś o tym, że jest dobra, ale nie na tyle wciągająca, aby np. poświęcić dla niej mój ukochany sen. Książka bez wątpienia "warta świeczki", w dobrym tego słowa znaczeniu - z jednej strony nie uzależnia i nie prowadzi do nieprzespanych nocy, ale ma w sobie urok, który bez wątpienia można z niej wydobyć. Jak dla mnie "Zapach spalonych kwiatów" jest zbyt krótka - miałam małe wrażenie, że wstęp i rozwinięcie powieści były w porządku, a sama końcówka jakbym nieprzemyślana i napisana od tak, bo trzeba się było zmieścić w tym trzystu stronach.
Podobają mi się bohaterki - nie są to cukrowe postacie, które są tylko piękne, bogate i w końcu znajdują miłość swojego życia, pokonują zło i żyją długo i szczęśliwie. Te kobiety coś przeszły, mają między sobą sekrety, tajemnice, które w niekoniecznie dogodnych warunkach wreszcie wychodzą na jaw. Czuć było, że F. i I. nie są do końca ze sobą zżyte, ale jak już przyjdzie co do czego, to potrafią o siebie walczyć i pomóc jedna drugiej. Kontrast między postaciami również był bardzo wyraźny - każda miała swoje wady i zalety, swój sposób bycia i podejścia do różnych spraw.
Książka zrobiła na mnie dużo większe wrażenie niż "Błękitnokriwści", do których zapewne nigdy nie wrócę. W tej lekturze pojawił się zaskakujący epilog, który tylko zachęca do sięgnięcia po drugą część, bo takowa na pewno będzie. Jednak w internecie nie znalazłam żadnych informacji.
Muszę tutaj pochwalić panią Katarzynę Borowską, która jest odpowiedzialna za projekt okładki oraz Julie Ivanovą, która jest autorką fotografii - dla mnie mistrzostwo! Klimatycznie, zmysłowo i przede wszystkim zachwycająco. Zresztą wydawnictwo Znak ma nosa do takich rzeczy:)