Bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Świadomie wybrałam Wielki Tydzień na moment sięgnięcia po książkę „Sztuka życia bez ściemy” księdza Kaczkowskiego. Chciałam to potraktować jak prywatne rekolekcje i choć książeczka jest króciutka i szybko się czyta to jednak nie sposób przejść nad nią bez refleksji.
Ksiądz Kaczkowski niegdyś w mojej świadomości jawił się jak ktoś w rodzaju „Buntownika Pana Boga”. Kapłan, który otwarcie mówi o problemach, używa młodzieżowego języka, dociera swym słowem w sposób zrozumiały do świadomości słuchaczy, gości nawet na Woodstocku (!!! Z ręką na sercu przyznaję, że nie dotarłam wtedy na ASP. Do dziś żałuję, ale kto była Woodstocku choć raz wie, że trudno uczestniczyć we wszystkich interesujących punktach programu) to musi być ktoś przecież nietuzinkowy. Taki bardziej ludzki, nie zamknięty w ramach hierarchii kościelnej, ktoś namacalny, na wyciągnięcie ręki. Wiadomość o jego śmierci była dla mnie przykra, tym bardziej, że ksiądz Kaczkowski odszedł w Wielki Poniedziałek, a Wielkanoc jest przecież symboliczna dla katolika. To czas życia, zwycięstwa.
W „Sztuce życia bez ściemy” ksiądz Kaczkowski dalej jest tym swoistym "buntownikiem”. Krytykuje księży bez skrępowania. Zdarza mu się dotknąć czułych strun naszego życia. Nie owija w bawełnę. Gdy trzeba użyć dosadnych słów, robi to. Nie unika mówienia o problemach, o alkoholizmie, przemocy, biedzie.
Ma niesamowity dystans do siebie (mówi o chorobie, zarówno nowotworowej jak i wadzie wzroku), swojej rodziny (wywodził się z jak sam mówił mało uduchowionej rodziny, która była przerażona jego wyborem drogi życiowej) oraz wspólnoty kościelnej. Zauważa błędy i mówi o nich. Podoba mi się, że nie unika żadnego ważnego tematu, nie lawiruje, mówi wprost. A co jest najlepsze: używa przy tym języka zrozumiałego, nie napuszonego i nadętego jakby czuł się ponad wiernymi. Wtrąca angielskie zwroty, tak jak my to czasem robimy w rozmowach. Jest swobodny, elokwentny. Jest kompanem do rozmowy.
Oczywiście nie ze wszystkim trzeba się w tej książce z księdzem Kaczkowskim zgadzać, ale wiem, że gdybym sprowokowała go do dyskusji to byłaby to dyskusja rozsądna, kulturalna, z poszanowaniem rozmówcy. Takie mam odczucia, czytając jego słowa. Że ksiądz Kaczkowski przede wszystkim szanował swoich słuchaczy.
Nie mam pojęcia, co ksiądz Kaczkowski mówiłby dzisiaj, gdyby dane mu było jeszcze żyć. Jak odnosiłby się do wszystkich wydarzeń wokół nas. Wiem tylko, że mnóstwo z jego słów, które przeczytałam w tej książce jest bardzo uniwersalne lub wręcz wyprzedziło swoje czasy, żeby wpasować się z nasz 2021 rok. W przestrzeni publicznej bardzo brakuje mi kogoś takiego jak ksiądz Kaczkowski, być może po prostu nie odkryłam jeszcze podobnej osoby. Brakuje mi też kogoś takiego w moim otoczeniu, w murach kościoła. Charyzmatycznego, który czuje się na równi ze swym ludem, nie ponad nim. Chciałabym móc kiedyś zasłuchać się w kazanie tak, jak zasłuchałam się w to co miał nam do powiedzenia ksiądz Jan Kaczkowski.
Bardzo polecam.