Erika Leonard (znana jako E.L James) jest kierownikiem telewizyjnym, żoną oraz matką dwójki dzieci. Mieszka w Londynie. Od wczesnego dzieciństwa marzyła o pisaniu historii, które podbiją serca czytelników. Jednak musiała odłożyć te marzenia i skupić się na rodzinie i swojej karierze. W końcu zdobyła się na odwagę i napisała swoją pierwszą powieść, Fifty Shades of Grey.
Po przeczytaniu części pierwszej tej serii stwierdziłam, że i tym razem nie odpuszczę sobie i doczytam ją do końca. Pełna wewnętrznej niechęci zabrałam się za „Ciemniejszą stronę Greya”. Wszystko wcześniej skończyło się w momencie, gdy Ana odeszła od Christiana. Pięć dni później ten namawia ją na spotkanie i oczywiście ku zaskoczeniu wszystkich – wracają do siebie! Tym razem jednak Grey gotów jest porzucić swoje zamiłowanie do zabaw sado-maso, byleby tylko zatrzymać ukochaną przy sobie.
„Stoję przed nim naga i pozbawiona wstydu i wiem, że jest tak dlatego, iż on mnie kocha. Nie muszę się już chować. Christian nic nie mówi, jedynie patrzy. Widzę jego pożądanie, wręcz uwielbienie, i coś jeszcze, siłę jego pragnienia – siłę jego miłości do mnie.”
Jeśli chodzi o bohaterów – nie mamy tu zbyt wielu zmian w stosunku do części poprzedniej. Nasz główny bohater męski stara się zmienić swoje upodobania, staje się też jednak dużo bardziej zazdrosny, zaborczy. Chciałby kontrolować wszystko. Cóż więc na to Ana? Teoretycznie się stara, w praktyce jednak zbyt wiele nie robi. Za to z wielką lubością jako narratorka relacjonuje nam wszystkie szczegóły swojej garderoby, posiłków i innych równie interesujących rzeczy. Jeśli ktoś miał nadzieję, że w tej części cokolwiek się zmieni – niestety się rozczarował. Scen erotycznych jest całkiem sporo, ba – ma się wręcz wrażenie że autorka wkłada je gdzie tylko się da. Są one jednak raczej schematyczne, słabo pobudzają wyobraźnię. A okrzyki bohaterów? Nie uległy zmianie i wciąż są takie same, jak w poprzedniej części. Jeśli ktoś już czytał – będzie wiedział co mam na myśli.
Owych scen BDSM, których moglibyśmy spodziewać się po powieści rozpętującej ‘prawdziwe szaleństwo’ jest wyjątkowo niewiele, a i te nie należą do zbyt zaskakujących.
„Uśmiecha się szeroko. Pudełko zawiera mały, drewniany helikopter z dużym, napędzanym słonecznie śmigłem. Otwiera je. - Napędzany energią słoneczną- mamrocze.- Wow.- I zanim mogę się obejrzeć, siedzi na łóżku i składa go. Robi to szybko i podnosi do góry kładąc na swojej dłoni. Niebieski, drewniany helikopter. Spogląda w górę, na mnie i obdarowuje swoim wspaniałym, amerykańsko- chłopięcym uśmiechem...”
Cóż jeszcze może nasunąć się nam w trakcie czytania? Po pierwsze – autorka nie umie budować napięcia. Jeśli już jednak pojawi się jakiś moment, gdzie możemy być niepewni o przyszłość, od razu wszystko się wyjaśnia żebyśmy nie musieli się za bardzo denerwować.
Jak możemy się spodziewać praktycznie od początku, wszystko z reguły kończy się dobrze.
Styl w porównaniu do części poprzedniej nie uległ zbyt wielkiej zmianie, ba – nie widzę żadnej różnicy. Wciąż zasypywani jesteśmy najróżniejszymi przemyśleniami Any, opisami podstawowych czynności, ubioru, nie mogło zabraknąć również jej ‘wewnętrznej bogini’. Podczas czytania nie mogłam opanować ciągłego odruchu przewracania oczami.
Reasumując – „Ciemniejsza strona Greya” jest lekturą raczej niższych lotów. Kiedy już się wciągniemy, czytanie staje się wręcz przyjemne i po jakimś czasie przestajemy zwracać uwagę na te wszystkie szczegóły które z początku irytują. Łatwo możemy domyślić się zakończenia, nie ma tam kompletnie nic zaskakującego. A najzabawniejsza w tym wszystkim jest postawa Any : „Zmienię złego chłopca w dobrego za pomocą ogromu mojej miłości!”.
Czytając opis tejże powieści nie mogłam opanować rosnącego we mnie zdziwienia. Wywołuje szaleństwo? Kobiety szaleją na jej punkcie? Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Ale cóż, polecam ją przede wszystkim tym którzy już mają za sobą pierwszą część i tak jak ja nie lubią porzucania serii w trakcie, oraz tym którzy liczą jedynie na kilka przyjemnych chwil i nie są w stanie zrazić się wszystkimi opisanymi przeze mnie wadami.