Nie spotkałam się wcześniej z twórczością Beaty Pawlikowskiej i być może nie nastąpiłoby to szybko, gdyby nie fakt, że stworzyła taką podróżniczo- kulinarną opowieść. Myśląc o zwiedzaniu świata, w dużej mierze poświęcam się fantazjom dotyczącym miejscowej żywności, możliwości poznawania nowych smaków i ulicznym przysmakom. Dlatego też nowa książka Pawlikowskiej okazała się dla mnie lekturą obowiązkową.
„Śniadania świata” to lektura lekka i bardzo przyjemna w odbiorze, za sprawą znakomitego połączenia krótkich tekstów i wspaniałych zdjęć. Z jednej strony autorka opisuje, co można zjeść w każdym z przedstawianych krajów, zwraca uwagę na nawyki żywieniowe mieszkańców i standardy śniadaniowe, nie szczędząc przy tym czytelnikom wskazówek i dobrych rad. Z drugiej wszystkie opisywane posiłki dokumentuje przy pomocy barwnych i zachęcających fotografii, ukazujących nie tylko posiłki, ale także ludzi i ich codzienność.
Niektóre z opisywanych dań, to przysmaki, które są nam znane. W dzisiejszych czasach znalezienie somosy czy kupienie enchilady nie stanowi dużego wyzwania. Ale możliwość zjedzenia ich w krajach, w których stanowią podstawę żywienia, przygotowywane są z miejscowych składników, na oczach głodnych przechodniów… to już zupełnie co innego. Pawlikowska udowadnia, ze streetfood ma się bardzo dobrze, a takie jedzenie to coś, co każdy z nas powinien poznać podczas podróży. Co ciekawe, kryje się w tym pewien paradoks- hotele i miejsca przygotowane dla cudzoziemców kładą nacisk na śniadania kontynentalne- żywność, którą znamy, a przecież większość z nas chciałaby spróbować czegoś ichniego, miejscowego i egzotycznego.
Pawlikowska pisze krótko i na temat. Chętnie opisuje wady i zalety miejscowej żywności, dokumentując przy tym największe przysmaki i najgorsze wpadki. Jednocześnie, między wierszami, zachęca nas do zdrowej diety, zwraca uwagę czytelnika na istotną rolę śniadania w naszym codziennym życiu, opisuje swoje nawyki i przyzwyczajenia. Bardzo podoba mi się, że autorka nie robi tego w nachalny sposób, nie irytuje swoimi racjami. Po prostu zwyczajnie i po ludzku tłumaczy, jak zmiana odżywienia wpłynęła na jej samopoczucie i podejście do świata.
Między wizytami w kolejnych krajach mamy możliwość poznać ulubione przepisy autorki. Jej propozycje śniadaniowe to dania niezbyt wyszukane, dość proste, a przy tym zdrowe i pożywne. Sama od niedawna przekonuję się, że warto poświęcić nieco czasu na przygotowanie owsianki, rezygnując przy tym z prostych i powtarzających się kanapek. Dobrze wiem, że nie jest łatwo odżywiać się bezbłędnie, eliminując z diety szkodliwe czy bezwartościowe składniki. Wiem też, że nigdy nie będę miała tak silnej woli i samozaparcia, jak autorka. A jednak dzięki jej przepisom mogę nad tym swoim jadłospisem nieco popracować, mogę go wzbogacić i wypróbować nowe przepisy na późne weekendowe śniadania.
„Śniadania świata” to książka lekka, ale przy tym interesująca i pozwalająca nam przemyśleć to, w jaki sposób podchodzimy do tematu odżywiania. Pawlikowska próbuje nas nie tylko zaintrygować, ale również skłonić do refleksji, podkreślając, że to od nas należy, czy z tych wskazówek skorzystamy. Ja na pewno wypróbuję kilka przepisów, a do tej pięknie wydanej książki jeszcze nie raz wrócę.