𝐾𝑎ż𝑑𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑎 𝑚𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑠𝑒𝑘𝑟𝑒𝑡𝑦 𝑖 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑎𝑐𝑡𝑤𝑜 𝑢𝑘𝑟𝑦𝑡𝑒 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑎𝑐ℎ – 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑎𝑟𝑐𝑧𝑦 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑜𝑟𝑢𝑠𝑧𝑦ć 𝑝𝑖𝑒𝑟𝑤𝑠𝑧𝑎 𝑑𝑒𝑠𝑒𝑐𝑧𝑘ę.
Ostatnio czytam sporo książek autorów, którzy postanowili zadebiutować na rynku wydawniczym. Są to często autorzy bardzo młodzi, ale są też tacy, którzy pisali do szuflady i od lat marzyli, by wydać swoją książkę. Nie jest to łatwe zadanie, bo na rynku wydawniczym jest dość tłoczno, a konkurencja ogromna, trudno się w ten rynek wstrzelić i zainteresować czytelnika na tyle, by udało się jego uwagę zatrzymać na dłużej. Chętnie sięgam po książki debiutantów, gdyż bardzo często, pomimo że jest to ich pierwsza książka, mają świetny styl pisania i głowę pełną pomysłów. Hanna Szczukowska – Białys nie ukrywa, że jest zakochana w kryminałach. 𝑊𝑒𝑠𝑧ł𝑎𝑚 𝑤𝑖ę𝑐 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑘𝑟𝑦𝑚𝑖𝑛𝑎ł𝑢 𝑗𝑎𝑘𝑜 𝑐𝑧𝑦𝑡𝑒𝑙𝑛𝑖𝑐𝑧𝑘𝑎. 𝑍 𝑏𝑖𝑒𝑔𝑖𝑒𝑚 𝑙𝑎𝑡 𝑖 𝑧 𝑙𝑒𝑘𝑡𝑢𝑟ą 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑘𝑠𝑖ąż𝑒𝑘 𝑧𝑎𝑐𝑧ęł𝑎𝑚 𝑚𝑦ś𝑙𝑒ć 𝑖 𝑧𝑎𝑚𝑎𝑟𝑧𝑦ł𝑎𝑚 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑛𝑖𝑎, ż𝑒 𝑏𝑦ć 𝑚𝑜ż𝑒 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑏𝑦ł𝑜𝑏𝑦 𝑠𝑡𝑎𝑛ąć 𝑝𝑜 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘𝑜 𝑝𝑖𝑠𝑎𝑟𝑘𝑎 – fragment wywiadu z autorką dla Onet.pl 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒 rozpoczyna dość spektakularny prolog, który przykuwa uwagę od samego początku. Akcja powieści została umieszczona w Bydgoszczy zapewne dlatego, że autorka jest rodowitą bydgoszczanką i ma dość dużą słabość do tego miasta, ale też miała silne poczucie, że to miasto jest praktycznie nieznane. Bydgoszcz jest miastem, o którym mało się mówi i mało wie. Nietypowy jest też czas umieszczenia akcji kryminału, całość bowiem dzieje się w latach dziewięćdziesiątych. Był to dla mnie pewien smaczek, co prawda specyfika realiów panujących w Bydgoszczy w tamtym okresie nie jest mi znana, ale lata dziewięćdziesiąte w Polsce już tak.
Komisarz Bondys to fanatyk liczb, wielbiciel heavy metalu i układania puzzli, nie miał łatwego dzieciństwa, ale takie to były czasy. 𝐶𝑖ęż𝑘𝑖𝑒, 𝑠𝑧𝑎𝑟𝑒, 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑡ł𝑎𝑐𝑧𝑎𝑗ą𝑐𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑡𝑜𝑤𝑎𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑐𝑧𝑡𝑒𝑟𝑒𝑗 𝑗𝑒ź𝑑ź𝑐𝑦 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑗𝑒𝑛𝑛𝑒𝑗 𝐴𝑝𝑜𝑘𝑎𝑙𝑖𝑝𝑠𝑦 – 𝑏𝑖𝑒𝑑𝑎, 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏𝑎, 𝑎𝑙𝑘𝑜ℎ𝑜𝑙𝑖𝑧𝑚 𝑖 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ. To człowiek, który przygarnął psa po śmierci bezdomnego, nałogowy palacz papierosów, bo jego zdaniem palenie pomaga mu w śledztwie i oczyszcza umysł. Bondys to również przyjaciel o dwadzieścia lat starszej sąsiadki Estery, która dba o niego jak o syna. Poirytowany dziwak, nadwrażliwy na niektóre dźwięki, wielbiciel pływania. Komisarz ma swoje natręctwa i swoje „robaki”, które czasem wypełzają z jego przeszłości.
Rybacki jest szefem Bondysa, kiedyś był doskonałym śledczym, lecz teraz kariera stała się dla niego ważniejsza od dobra śledztwa, priorytety jego przełożonego powoli się zmieniały. Bondys miał wrażenie, że Rybackiego ciągnie do dawnego stylu pracy, 𝑎𝑙𝑒 𝑤𝑝𝑎𝑑ł 𝑤 𝑝𝑢ł𝑎𝑝𝑘ę 𝑠𝑤𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑖 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑑𝑎𝑟𝑑ó𝑤, 𝑧 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ł 𝑧𝑟𝑒𝑧𝑦𝑔𝑛𝑜𝑤𝑎ć.
Para młodych policjantów to nowy nabytek. Ambitna starsza sierżant Beata Pachniewicz i wiecznie niezadowolony młodszy aspirant Radosław Miller.
Prokurator Grzegorz Gaura – Grizli, nie robi zbędnego zamieszania, nie utrudnia pracy, nie próbuje się wykazać. Jego alienacja i wycofanie spowodowane jest tym, że kiedyś jego żona wyszła z domu i nie wróciła, a on sam wychowywał córkę. 𝐽𝑎𝑘 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜, 𝑐𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ł𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎, 𝑧 𝑘𝑡ó𝑟ą 𝑠𝑖ę 𝑟𝑜𝑧𝑚𝑎𝑤𝑖𝑎, 𝑝𝑟𝑎𝑐𝑢𝑗𝑒 𝑛𝑎 𝑐𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑒ń.
Przed tą ekipą stoi ogromnie trudne zadanie. Na obrzeżach Bydgoszczy młoda kobieta odnajduje podczas spaceru z psem okaleczone zwłoki mężczyzny. Od pierwszej chwili to na nią pada podejrzenie, bo choruje na schizofrenię i być może miała epizod chorobowy, dlatego nie pamięta momentu morderstwa. Bondys jednak od początku sprzeciwia się tej teorii, bo to, że kobieta jest chora psychicznie, nie oznacza, że jest kryminalistką. […] 𝑠𝑎𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑜𝑠𝑖ł 𝑠𝑧𝑢𝑓𝑙𝑎𝑑𝑘𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑢, 𝑝ł𝑐𝑖, 𝑐𝑧𝑦 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏𝑦. Agata Lewicka chorująca na schizofrenię, kiedyś zabiła w obronie własnej, więc prawdopodobieństwo, że to ona zamordowała mężczyznę w lesie, jest dość duże. Chroni ją lekarka, która dopomogła wtedy dziewczynie, żeby na lata nie trafiła do więzienia. Nie do końca kieruje nią przyjaźń, jaką okazuje pacjentce, ma też w tym swój własny ukryty cel. Doktor Rychlicka znała ofiary i za wszelką cenę broni Agatę przed kontaktem z policją.
Dochodzenie ekipy śledczych skupia się wokół grona znajomych ofiary, ale gdy pojawia się kolejna, tak samo okaleczona, jak poprzednia, wszystko, co ustalili do tej pory, jest pozbawione sensu. Taki sam napis, jak się Bondysowi wydaje, wyryty na klatce piersiowej ofiar prowadzi śledztwo w kierunku konkretnego środowiska, chociaż nic w tej sprawie tak naprawdę się nie zgadza. Modus operandi sprawcy jest aż nadto oczywisty i komisarz zdaje sobie sprawę, że morderca będzie zabijał dotąd, aż nie zostanie schwytany. Naczelnikowi zależy na szybkim znalezieniu podejrzanego, by mógł zamknąć dochodzenie. Naciski z góry zaślepiają Rybackiego, wywołuje chęć jak najszybszego rozwiązania sprawy, zamknięcia kogokolwiek nawet bez twardych dowodów. Tymczasem zostaje odnaleziona kolejna ofiara.
Podobały mi się wrzucone mimochodem spostrzeżenia autorki na temat rzeczywistości dotyczące Bydgoszczy. Na uwagę zasługuje wspaniała kreacja bohaterów, doskonała narracja i wciągająca fabuła. Problemy, które autorka porusza w powieści, są jak najbardziej aktualne. Komercjalizacja świąt, bezduszność uczestników pogrzebów, obojętność na cudze nieszczęścia, brak empatii i chęci niesienia pomocy, bezduszne media szukające taniej sensacji, alkoholowe prezenty dla lekarzy, jednak na pierwsze miejsce wysuwa się brak tolerancji. I nie chodzi tu tylko o modny ostatnio temat, ale o brak tolerancji w szerokim tego słowa znaczeniu, o szufladkowaniu ludzi, ocenianiu ich po pozorach, przyklejaniu łatek i wydawaniu często krzywdzących osądów. Ta nietolerancja, zaszczucie budzi autentyczny sprzeciw i nie ma znaczenia, czego ona dotyczy. Religi, poglądów, polityki, statusu materialnego, osiągnięć w szkole, czy orientacji seksualnej. Często ci, którzy oczekują dobrego traktowania od innych, sami tak nie postępują. Osoba gnębiona, słaba psychicznie, niemogąca sobie poradzić z prześladowaniem, pozbawiona pomocy i wsparcia, doprowadzona do ostaeczności popełnia samobójstwo. Jej śmierci są winni wszyscy, którzy ją prześladowali, to nic, że to nie oni założyli jej sznur na szyję, nie wręczyli tabletek do ręki, nie podcięli żył. Gdyby nie dręczyli, nie doprowadziliby tej osoby nad krawędź przepaści, skąd powrotu już nie ma.
Kolejny poruszony w powieści problem to tak zwani wgapiacze, których miejsce wypadku, czy zbrodni przyciąga jak muchy do padliny. Tłumek gapiów miast chęci niesienia pomocy, szuka sensacji. (teraz jeszcze filmują wszystko, by potem pochwalić się tym w sieci). Wyglądają jak jedna ludzka masa zlana w całość niczym wielogłowa hydra. Jedno ciało z wieloma rozdziawionymi gębami wytrzeszczonymi oczami, wpatrującymi się w ten sam punkt. W każdym poruszanym w powieści wątku nie ma rodziny, która nie miałaby swoich tajemnic, swoich „robaków”. 𝑍𝑎𝑠𝑘𝑎𝑘𝑢𝑗ą𝑐𝑒, 𝑗𝑎𝑘 𝑠𝑧𝑦𝑏𝑘𝑜 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑘𝑟𝑒𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑝𝑒ł𝑧𝑎ł𝑦 𝑧 𝑠𝑧𝑎𝑓𝑦 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑏𝑖𝑒𝑔𝑎ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑡𝑎𝑑𝑜 𝑘𝑎𝑟𝑎𝑙𝑢𝑐ℎó𝑤.
𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒 to świetny kryminał, ale jest w nim kilka niedomówień i chwilami miałam wrażenie, że coś mi umyka. Jednym z nich jest wątek, który się pojawił i wzbudził we mnie spore zainteresowanie, sądziłam nawet, że autorka podąży tym tropem, ale niestety wątek się urwał i do końca nie został wyjaśniony, a szkoda, bo był w nim spory potencjał. Mam też pewien niedosyt z powodu słabo nakreślonych relacji pomiędzy śledczymi. Powtarzające się opisy ulic, tylko niepotrzebnie spowalniały akcję. Niestety nie przekonała mnie też motywacja postępowania antagonisty, bo były zbyt wydumane i zawiłe.
Książka do cienkich nie należy, ale krótkie rozdziały, kończące się w dość nieoczekiwanych momentach skutecznie wzmagały moją ciekawość, a im bliżej końca tym akcja coraz bardziej przyśpieszała. Podobało mi się osadzenie akcji w latach dziewięćdziesiątych, ale pomimo że autorka bardzo starała się odtworzyć klimat tamtych czasów, to nie do końca to jej się udało, bo chwilami miałam wrażenie, że akcja toczy się współcześnie. Interesująco natomiast wypadła kreacja postaci Komisarza Bondysa, którego mimo licznych dziwactw, łatwo było polubić, a jego nietypowa relacja z ojcem nadała mu głęboko ludzki wymiar. Mimo kilku zastrzeżeń 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒 czyta się wyśmienicie i z ogromnym zainteresowaniem. To bardzo dobrze napisana powieść kryminalna, ze świetnie wykreowanymi bohaterami z dbałością o szczegóły oraz piękno języka literackiego, bo jeśli nawet pojawiają się wulgaryzmy, to mają one swoje uzasadnienie. Jak na debiut powieść wypadła bardzo dobrze i nie ukrywam, że jestem niezwykle ciekawa kolejnych części z udziałem komisarza Bondysa, gdyż ta postać ma spory potencjał.
𝐶𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑗𝑎𝑘 𝑘𝑎𝑟𝑎𝑙𝑢𝑐ℎ, 𝑎𝑑𝑎𝑝𝑡𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑔𝑜 ś𝑟𝑜𝑑𝑜𝑤𝑖𝑠𝑘𝑎.
ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ ᴘᴏᴡsᴛᴀᴌᴀ ᴡ ʀᴀᴍᴀᴄʜ ᴀᴋᴄᴊɪ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴇɴᴄᴋɪᴇᴊ ᴡʏᴅᴀᴡɴɪᴄᴛᴡᴀ sǫɴ.