Jak zszedłem na psy recenzja

Dobre zejście nie jest złe...

Autor: @spirit ·4 minuty
2022-05-31
Skomentuj
3 Polubienia
Książka o przewrotnym i nieco dwuznacznym tytule „Jak zszedłem na psy” nie opowiada wcale o żadnym staczaniu się na dno czy życiowym upadku. Nie jest też w żadnym wypadku książką depresyjną czy też dołującą, chociaż trzeba przyznać, że momentami bardzo przejmująca i wzruszającą. Ta książka jest przykładem na to, że naprawdę wszystko co niemożliwe można przemienić w możliwe. Zawsze…
Dosłownie mówiąc i domyślając się również po okładce to dzięki temu, że autor postanowił zejść na psy jego życie zmieniło się niewyobrażalnie pozytywnie i motywująco, nadając codziennej monotonii i szarzyźnie wspaniałych barw, a powszechne obowiązki kiedy to tylko możliwe zastąpić nutką głębokiego oddechu wszędobylskiej wolności…

Człowiek, który nigdy wcześniej nie miał zwierzaka podejmuje ważną decyzję i postanawia zostać właścicielem psa. Potem kolejnych… Nie dla żadnego widzimisię i kaprysu, ale z przyczyn losowych głównie dla niepełnosprawnej córki, która w takim czworonogu miałaby mieć dodatkowe wsparcie i pomoc… Nieświadomie jednak dla samego właściciela ten nowy domownik staje się wybawieniem i zachętą do zmiany trybu życia na bardziej sportowy i zdrowy. Pomaga wybić z głowy złe nawyki i używki, a także przecierać nowo odkrywane szlaki już wspólnie na ludzkich i psich łapach…

To wspaniałe, że ktoś mający na głowie tak wiele spraw i obowiązków umie sobie to wszystko zorganizować i ogarnąć, żeby poza tym co konieczne znalazło się również to co przyjemne.
Odskocznia od tego stałego rytmu jaki chyba ma każdy człowiek jest bardzo ważna żeby nie zatracić całego sensu życia. Określona stałymi godzinami praca i do tego jeszcze rodzinne życie oraz związane z nim troski, może przestać dostarczać pełnię radości i spowszednieć jeśli ograniczymy się tylko do tego co już podstawowe i konieczne… Rybczyński się nie ogranicza, znajduje taki życiowy balans i równowagę, by móc się cieszyć podjętymi wyzwaniami. Bierze urlop, zabiera rodzinę na wędrówki pomimo przeszkód z niepełnosprawnością córki zdobywają szczyty, włóczy się z psami wyznaczając sobie kolejne cele i szukając atrakcji, wkręca się w psie życie i ich potrzeby. Zaczyna poznawać podobnych do siebie ludzi pełnych pasji, myśli i realizuje pomysły o zaprzęgach…

Rany… uwielbiam takie książki napisane autentycznie z potrzeby serca. A przecież głównym powodem jej powstania, było upamiętnienie Karelczyka- psa, który do końca towarzyszył dzielnie swojemu Panu w włóczęgach, czasami bardzo ekstremalnych i to nawet wtedy gdy już było niezbyt dobrze z jego zdrowiem…
Czytając „Jak zszedłem na psy” miałam poczucie jakby sam autor siedział w jakiejś przydrożnej knajpce naprzeciw czytelnika jak kumpel z kumplem i sącząc z nim zimne piwko opowiadał mu na luzaka całkowicie podekscytowany o swoich wojażach i przygodach. To poczucie i wrażenie bierze się stąd, że Tadeusz w swoim pisaniu jest bardzo prostym i naturalnym człowiekiem, który co myśli to mówi i nie zastanawia się jak złożyć zdanie by brzmiało lepiej stylistycznie, czy bardziej profesjonalnie jak u rasowego podróżnika. Nie można dopatrzyć się żadnej wyniosłości czy chełpienia z tego, że spełnia marzenia i szuka szczęścia, że jest od kogoś lepszy. Wręcz przeciwnie, słuchając go może stawać się inspiracją, że prawdziwą pasję często wykonuje się pomimo innych zajęć i obowiązków, bo tylko… dla chcącego nic trudnego.
Szkoda mi tylko, że tę książkę tak szybko się czyta, bo dziewiętnaście, krótkich rozdziałów to zdecydowanie za mało… Mam jednak nadzieję, że może kiedyś autor zdecyduje się napisać jeszcze o swoich nowych przygodach z nowymi kumplami, bo chociaż Karelczyk był jedyny w swoim rodzaju, co widać na zamieszczonych w książce fotografiach i miał to być dla niego jednorazowo złożony hołd, tak może jeszcze kiedyś coś nowego powstanie… bardzo bym chciała tym bardziej, że ta książka pod względem informacyjnym jest bardzo fajnie wykonana i dobrze było dowiedzieć się choćby o takiej istniejącej w Polsce Drodze św. Jakuba, może tak kiedyś samemu by się nią wybrać… albo też zejść na psy…?

Doceniam takich amatorów podróżowania i realizowania swoich marzeń bardziej niż zawodowców, którzy mają… nie oszukujmy się dużo łatwiej. Są znani, z funduszami, rozreklamowani i często też… przereklamowani.
A przecież wśród nas może być ktoś, kto po robocie siada na rower i zapisuje się na bardzo wyczerpujące maratony. Może być ktoś kto wybiera się w podróż starym motocyklem i udaje mu się przejechać całe Stany. Może być wielu, którzy czegoś dokonują i zasługują na uznanie za to, że wyciskają z życia tyle ile się tylko da i wcale nie są zwyczajni, choć często szeroko nieznani…
Cudowna jest ta książka właśnie za to, że daje wiarę i nadzieję we własne możliwości. Chcę takich więcej!

„Masz tyle w życiu, na ile się odważysz”...
Dziękuję za tę przygodę z psami, empatię i mądrość.

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2022-05-31
× 3 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Jak zszedłem na psy
Jak zszedłem na psy
Tadeusz Rybczyński
8.9/10

Czasem zejście na psy to najlepsze, co może się zdarzyć. Jak to się stało, że sfrustrowany początkujący pijak zmienił się w pełnego pozytywnej energii sportowca i podróżnika? Po prostu… zszedł na ps...

Komentarze
Jak zszedłem na psy
Jak zszedłem na psy
Tadeusz Rybczyński
8.9/10
Czasem zejście na psy to najlepsze, co może się zdarzyć. Jak to się stało, że sfrustrowany początkujący pijak zmienił się w pełnego pozytywnej energii sportowca i podróżnika? Po prostu… zszedł na ps...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Gdy skończyłem czytać książkę, poczułem z jednej strony pewien niedosyt. - Dlaczego już koniec? Ja chcę nadal wędrować z panem Tadeuszem! Ja pragnę wychodzić ciągle na szlak i przeżywać to, co on. O...

@biegajacy_bibliotekarz @biegajacy_bibliotekarz

Właściwie to powinnam zacząć słowami autora : "masz tyle w życiu na ile się odważysz...", ale zacznę od początku. Chciałabym bardzo zejść na psy tak jak autor książki, Tadeusz Rybczyński, choć po p...

@ale.babka @ale.babka

Pozostałe recenzje @spirit

Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz
Małoletni bez opieki. Niespełnione pragnienia.

"Dla wszystkich, którzy cierpią. Wiecie, że to o was mowa" Przyjacielu... Nie będzie to żadnym nadużyciem, że się do Ciebie tak zwrócę, chociaż przecież to słowo znaczy...

Recenzja książki Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz
Mamy trupa i co dalej
Śmierć? Nie ma się czego bać...

W idealnym czasie trafiła mi się ta książka. Jesień sama w sobie kojarzy się z przemijaniem, a koniec października i cały listopad nagminnie przypominają nam o tym, że ż...

Recenzja książki Mamy trupa i co dalej

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka