Ta książka krążyła wokół mnie od jakiegoś czasu i ciągle wyskakiwała z internetowych zakamarków. Z opisu wyłuskałam informację, że bohaterką jest dziewczyna z zespołem Aspergera i to spowodowało, że postanowiłam kupić Cukry do swojej szkolnej biblioteki – z nadzieją, że kogoś zainteresują i okażą się przydatne. W piątkowe popołudnie, tuż przed końcem pracy sięgnęłam je z półki. To niecałe 170 stron, pomyślałam, że zdążę przeczytać przez weekend. I przeczytałam – nie spodziewałam się jednak zupełnie, że ta nieduża książeczka tak mocno mnie dotknie.
Jeśli z jakiegoś powodu jesteś osobą opatrzoną przez otoczenie stygmatem inności, ta książka potwierdzi Twoje przeświadczenie o istnieniu ostrej granicy między Tobą a resztą świata. Ale też nieco Cię uspokoi, uprawomocni Twoje odczucia.
Dorota ma 26 lat, kiedy otrzymuje diagnozę: spektrum autyzmu – zespół Aspergera. To bardzo późno, ale wszystko wówczas wreszcie staje się jasne, choć nic nie staje się łatwiejsze. Cała przeszłość Doroty, jej zachowania i problemy, zyskują wyjaśnienie. A teraz ona wyjaśnia to innym. Tak można odbierać Cukry, jako swego rodzaju wykład o Aspergerze. Wykład z pierwszej ręki, skierowany do nieaspergerowców, który mógłby rozpoczynać się od słów: Słuchajcie, więc to jest tak… Autorka – bohaterka tłumaczy cierpliwie, jak chłop krowie na rowie. Tak jak się powinno komuś, kto nie rozumie, ale bardzo chciałby. Gdy patrzę na tę książkę jako nauczycielka mająca za sobą kilka teoretycznych lektur o zespole Aspergera, myślę, że ta absolutnie powinna się znaleźć wśród nich. Powinna być lekturą obowiązkową.
Cukry to książka zdolna wywołać skrajne emocje. Jednych zachwyci, innych oburzy i odrzuci, ponieważ narusza kilka naszych narodowych świętości. Choć jest tak krótka, znajdą się tacy, którzy podczas lektury popukają się w czoło i jej nie doczytają. A czyta się ją z oczami coraz szerzej otwierającymi się ze zdumienia, z pytaniem cisnącym się na usta – Więc to aż tak…? No, tak, a może jeszcze gorzej. Mam nadzieję, że Cukry wielu skłonią do refleksji. To bardzo trudna lektura, ale zastanawiam się, czy właśnie od tak napisanej książki nie powinna się zaczynać nauka tolerancji. W tej całej tolerancji zdaje się bowiem chodzić o to, że (…) nie trzeba wszystkiego rozumieć, wystarczy nie być chujem (s. 157).
Miałam też takie odczucie, że bycie osobą w spektrum autyzmu jest ogromnie skomplikowane, ale i proste zarazem. Otoczenie wciąż uczy się rozumieć takich ludzi, postępować i pracować z nimi. Jest to takie trudne, bo oni są tak bardzo inni, tak nie pasują do szablonu. A proste, bo będąc taką osobą ma się wielką siłę postawienia na swoim, ma się umiejętność bycia szczerym, bo po prostu nie umie się inaczej i niepotrzebna jest do tego odwaga – jak zwykłym ludziom. Nie ma się wątpliwości, umie się nazywać sprawy czarnymi albo białymi. Życie z kimś takim stanowi wyzwanie i może okazać się zadaniem ponad siły. Tak, z Cukrów można też wyczytać pytanie, czy ja potrafiłabym współistnieć z Dorotą? Czy ty potrafiłbyś? Gdy jednak ktoś taki się znajdzie, powstaje tekst zatytułowany maleństwo – ostatni rozdział tej książki, o miłości.
Poza tym wszystkim – a jest to wszystko niezmiernie ważne – Dorota Kotas pisze niesamowicie. Tak dobrze i wydaje się, że z ogromną łatwością. Jej zdania to perły. W jej prozie jest poezja. Pisanie jest jej językiem. Pisanie to ona. Gdy czytam pod koniec książki: (…) jestem taka jak mój tekst. (…) Nigdy nie poznasz mnie lepiej niż teraz (s. 157), to mam wielką nadzieję, że jednak będę jeszcze miała taką możliwość.