Cały cykl „Dziedzictwo” ma dla mnie duże znaczenie, ponieważ są to jedne z pierwszych książek, jakie przeczytałam, gdy zaczynałam powoli całkowicie zatracać się w literackim świecie. Dlatego nie sposób, żeby te książki nie zapadły mi w pamięć, żebym nie czuła z nimi szczególnej więzi, tym bardziej, że z sympatii do I tomu, „Eragona”, sięgnęłam po tę książkę dwa razy, zanim przeczytałam resztę. Teraz, sięgając po część I „Dziedzictwa”, odczuwałam niemalże tę samą ekscytację, co podczas czytania wcześniejszych części, tę samą radość w zatracaniu się w stworzonym przez Christophera Paolini świecie.
Saphira zdecydowanie nie jest już bezbronnym, uroczym smoczątkiem, a Eragon niedoświadczonym chłopcem, który nie potrafi posługiwać się mieczem. Teraz Jeździec i jego smok są znacznie silniejsi, stawiając czoła Galbatorixowi, który jednak wciąż przewyższa ich armię potęgą i doświadczeniem. Nie jest to jednak przeszkodą w tym, aby ruszyć na Uru’baen i pokonać nieustannie zagrażającego im Galbatorixa.
Przyznaję, że na początku wystraszyłam się, iż podczas czytania tej książki nie będę potrafiła przypomnieć sobie większości wydarzeń z poprzednich tomów, gdyż czytałam je bardzo dawno temu, jednak uratowało mnie krótkie, aczkolwiek treściwe streszczenie wcześniejszych książek, które znajduje się zaraz na początku tej powieści. Dzięki temu „Dziedzictwo” czytało mi się znacznie łatwiej, choć i tak niektórych momentów niestety nie byłam w stanie sobie przypomnieć. Nie obniżyło to jednak mojego zadowolenia z tej książki, bo prawdę mówiąc otrzymałam to, na co liczyłam. Kawałek porywającej lektury, niemal tak samo dobrej jak poprzednie części; niemal, bo niestety nie aż tak ciekawej. Czytało mi się dobrze, nie nudziłam się w żadnym momencie, a wręcz przeciwnie, jednak też nie popadłam w zachwyt.
„Kto właściwie decyduje, że jeden człowiek ma żyć, a drugi umrzeć? Moje życie nie było warte ani trochę więcej niż jego, ale to on leży martwy, podczas gdy ja mogę się cieszyć co najmniej jeszcze kilkoma godzinami tej ziemi. Czy to los, przypadkowy i okrutny, czy też jest w tym jakiś porządek, cel, nawet jeśli wykracza poza nasze rozumienie?”
Cieszę się, że w książce tej Paolini nawiązuje to momentów, które miały swoje miejsce w poprzednich częściach, jak np. przepowiednia Solembuma, o której przypomina sobie Eragon. Ciężko podczas czytania tej lektury było mi narzekać na brak akcji, bo praktycznie cały czas działo się w niej coś ciekawego, godnego uwagi. Żałuję natomiast, że nie dane mi było poznać więcej świata z punktu widzenia Saphiry, bo ten rozdział, który został udostępniony, bardzo mnie zaintrygował i sprawił większą radość z czytania niż np. punkt widzenia Rorana, którego lubię, aczkolwiek jego losy niezbyt mnie ciekawią. Jednakże fani tego bohatera zdecydowanie znajdą tutaj coś dla siebie, co ich uszczęśliwi, tak jak fani Aryi lub Angeli, na których brak nie można narzekać.
Nie mogę zaprzeczyć temu, że dostałam kawałek ciekawej powieści, z którą miło spędziłam czas. Trudno jest mi pogodzić z faktem, iż historia Eragona i Saphiry powoli się dla mnie kończy, jednak do przeczytania wciąż został mi II tom „Dziedzictwa”, za który na pewno się zabiorę, szczególnie, po wielce obiecującym zakończeniu tej części. Tymczasem polecam tę książkę, bo jest to naprawdę kawałek przyjemnej lektury.