Sięgając po „Bellevue. Trzy stulecia medycyny i chaosu w najbardziej znanym szpitalu Nowego Jorku” nie miałam żadnych oczekiwań, a jedynie nadzieję, że nie okaże się czymś w rodzaju kalendarium, przez które będę musiała się przedzierać, bo zaatakują mnie „suche fakty”. Te obawy bardzo szybko się ulotniły, bo już właściwie od pierwszych stron zrozumiałam, że to będzie prawdziwa uczta popularnonaukowo - historyczna. Mam takie poczucie, że David Oshinsky zbudował słowami coś w rodzaju literackiego pomnika jednemu z najsłynniejszych szpitali publicznych Nowego Jorku oraz ludziom z nim związanym, którzy przez niemal trzy stulecia pisali ważne karty historii medycyny. Bellevue od początku przyświecała idea „otwartych drzwi dla każdego pacjenta, a tym samym każdej choroby” i dlatego to właśnie tam dokonał się tak wielki postęp w medycynie. Te otwarte drzwi przyciągnęły wybitnych specjalistów i reformatorów, którzy wychodzili przed szereg i nie bali się innowacyjnych rozwiązań, ale tez kontrowersyjnych działań. To wśród nich znaleźli się ci, którzy uwierzyli w metody antyseptyki i wprowadzili je, spopularyzowali fotografię medyczną, utworzyli pierwszą szkołę pielęgniarską i pierwsze pogotowie ratunkowe, zreformowali i dokonali wielu znaczących odkryć w leczeniu psychiatrycznym, ale też wykopywali po nocy zwłoki, by na nich ćwiczyć, prowadzili badania na zwierzętach, czy eksperymentowali z metodą elektrowstrząsów na dzieciach.
Powiedzieć o książce Davida Oshynskiego fascynująca, to jak nic nie powiedzieć. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak wiele pracy i serca amerykański badacz historii i laureat nagrody Pulitzera w nią włożył, bo to się czuje i nie sposób nie docenić jego lekkiego pióra i talentu. Z rozmysłem i rozmachem przeplata historię szpitala z bardzo burzliwą historią Ameryki począwszy od XVIII a skończywszy na XXI wieku, a mam tu na myśli m.in. wojnę secesyjną, zamachy na prezydentów, huragany i wszelkiego rodzaju epidemie. To tam tliła się nadzieja i to tam drzwi zawsze stały otworem. To tam medycyna wnosiła się zarówno na wyżyny postępu, jak i taplała się w błotku błędów. Paradoksalnie największe przełomy dokonywały się w Bellevue, kiedy w Ameryce działo się naprawdę źle. Można powiedzieć, że potęga szpitala wyrosła z przepełnienia i chaosu, który był konsekwencją trzymania się idei: „odpowiemy na każde pukanie do drzwi”.
Czuję ogromną radość, że miałam szansę dzięki wspaniałemu tłumaczeniu Jowity Maksymowicz – Hamann obcować z tak znakomitą literaturą. Mogłabym jeszcze wiele napisać na temat tej książki, ale chyba po prostu nie potrafię dostatecznie wyrazić zachwytu! Mam nadzieję, że tyle wystarczy, aby Was zachęcić do lektury. Nie przegapcie tej perełki!
Dziękuje Wydawnictwu Relacja za egzemplarz do recenzji!