„Udawanie, że czegoś nie ma, nie sprawia, że ten problem znika”.
„Miłość. To ona kompletnie zmienia osobę. To nadnaturalnie piękne zjawisko, które wytwarza szczęście, a jednocześnie naraża nas, na największe niebezpieczeństwo, z jakim kiedykolwiek możemy mieć do czynienia”.
Każda przygoda kiedyś musi dobiec końca. Historia Sophii i Brysona również, choć już w momencie, gdy książka znalazła się na moim czytniku, wiedziałam, że cholernie trudno będzie mi się z nimi rozstać. Chyba każdy choć raz czuł, że musi coś zrobić, a jednocześnie nie chce tego robić prawda? Bo ja tak właśnie się czułam, przed czytaniem „Mr & Mrs Complicated". Z jednej strony chciałam dowiedzieć się, jak ostatecznie potoczą się losy bohaterów, z drugiej zaś, czułam żal na myśl o tym, że przewracając ostatnią stronę, definitywnie zakończy się coś, czemu kibicowałam od samego początku.
Od wydarzeń z drugiego tomu trylogii mija kilka lat. Sophia i Bryson po całej burzy, jaka ich spotkała, w końcu są szczęśliwi. Mają nastoletniego już syna oraz córkę, a to właśnie dzieci oprócz nieopuszczającego ich uczucia są ich największym skarbem.
Mogłoby się wydawać, że ich szczęściu nic już nie zagrozi, jednak nagle przeszłość postanowiła o sobie przypomnieć. Czy po wszystkim, co przeszli nie powinni w końcu żyć pełnią szczęścia? Jak wiele jeszcze przyjdzie im przeżyć i przede wszystkim, czy pokonają każdą z trudności, jaką los stawi im na drodze?
***
Smutno mi. Tak najzwyczajniej mi smutno, że to koniec. Nie będę udawać, że byłam w stu procentach pewna tej książki, bo bałam się, co też Joanna Balicka postanowi zrobić bohaterom i jak moje biedne serce to wytrzyma. Z pewnością nie bałam się tego, jak książka zostanie napisana, bo autorka już w pierwszym i drugim tomie dała mi doskonały obraz tego, jak dobry, lekki, ale przede wszystkim dopracowany jest jej styl.
Gdybym miała powiedzieć, co najbardziej podobało mi się w tej historii, nie mogłabym tego zrobić, bo ciężko wybrać jedną rzecz, spośród tylu, które mnie zauroczyły. Na wymienienie z pewnością zasługują nieoczekiwane zdarzenia, doskonała kreacja bohaterów, emocje, których tak wiele odczuwałam w trakcie czytania i może nie najważniejsze, ale tak gorące i zmysłowe sceny erotyczne, które rozpaliłyby nawet najbardziej chłodnego czytelnika.
Bardzo podobał mi się pomysł, by oprócz perspektywy Brysona i Sophii ukazać w tej historii Justina, który jako nastoletni chłopak idealnie oddał całą gamę uczuć, z jakimi muszą się mierzyć młodzi ludzie. Dodając do tego niełatwą, trochę nieidealną, ale jednak świetnie ukazaną relację rodziców z dorastającym synem, i jakże prawdziwą miłość pomiędzy rodzeństwem dostałam w ostateczności obraz rodziny, która pomimo swoich wad, miała to, o czym wielu marzy, czyli wsparcie bliskich.
Oprócz całej otoczki związanej z miłością autorka dała nam konkretny zastrzyk adrenaliny, wplatając w tę powieść wątki kryminalne, ale nie zabrakło też zabawnych chwil, przez które kilka razy prawie zakrztusiłam się kawą – jak choćby rozmowa Brysona i Justina o pierwszym razie :D
Tę historię naprawdę trudno nie pokochać. Nie powiem, by bohaterowie nie starali się tego zmienić, zwłaszcza Bryson momentami doprowadzał mnie do szewskiej pasji, jednak gdyby tak nie było, nie byłby po prostu sobą.
Myślę, że Joanna Balicka naprawdę wysoko postawiła sobie poprzeczkę i nie łatwo będzie przebić serię Miss Independent, jednak ja też głęboko wierzę w to, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
Na koniec chciałabym podziękować za tą wspólną przygodę, ponieważ patronowanie całej trylogii było dla mnie czystą przyjemnością i jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do tych książek.
Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zachęcić was do poznania tej książki, jak i całej serii, jeśli nie mieliście jeszcze okazji jej poznać i mogę was zapewnić, że każdy następny tom, jest jeszcze lepszy od poprzedniego.
CAŁYM SERCEM POLECAM!