To jest najdłuższa z napisanych przeze mnie recenzji, więc kto zamierza czytać, może niech najsamprzód zrobi sobie coś do picia i do jedzenia.
Pierwsze moje wspomnienia i skojarzenia dotyczące Formuły 1 to trzy nazwiska: Alain Prost, Ayrton Senna, Michael Schumacher – i okropny wypadek na torze, w wyniku którego zginął drugi z wymienionych. Miałam wtedy naście lat i pamiętam, że akurat oglądałam telewizję, gdy pokazywano to tragiczne wydarzenie.
Potem długo, długo nic – aż na studiach zaczęłam interesować się wszystkim, co fińskie, także sportowcami z tego kraju. Tak w moim życiu pojawili się Kimi Räikkönen (The Iceman), Heikki Kovalainen i Latający Fin, czyli Mika Häkkinen. Kolejni kierowcy, którzy w bliższych dzisiejszym czasom sezonach zwracali moją uwagę, to Valteri Bottas i Kevin Magnussen (Duńczyk). Do oglądania wyścigów na dobre i z zapartym tchem wróciłam w sezonie 2022. Stało się to za sprawą mojego męża, który uważnie śledził zmagania kierowców już w sezonie poprzednim i strasznie psioczył na holenderskiego mistrza, Maxa Verstappena. Przygotowując obiad w kuchni słyszałam te niekoniecznie nadające się do powtórzenia komentarze i coraz bardziej zastanawiałam się, o co chodzi z tym Maxem. Zaczęłam przyglądać się jego jeździe, czytać o nim… i przepadłam. Obecnie ja nie robię obiadu, gdy trwa wyścig (nic nie jest w stanie wtedy odciągnąć mnie sprzed telewizora), a mój mąż już tak odważnie Maxa nie krytykuje, chociaż nadal go nie lubi. 😉 Nie szkodzi, ja lubię za nas dwoje.
Tu nie od rzeczy będzie powiedzieć, że wszelkie kibicowanie w moim przypadku rozpoczyna się od osoby, nie od dyscypliny. Kiedy jednak zainteresuje mnie jakiś sportowiec (czytaj: dostanę bzika na jego punkcie), lubię także wiedzieć dużo o dyscyplinie, którą uprawia.
I tak po tym nieco przydługim wstępie, którego jednak nie potrafiłam sobie odmówić (wybaczcie), przechodzimy do sedna sprawy. Bo jeśli ktoś interesuje się Formułą 1, powinien książkę Mikołaja Sokoła przeczytać. Po prostu. Człowiek ten komentuje wyścigi w sposób rzetelny, spokojnym tonem tłumaczy wszystko, co się dzieje na torze i poza nim. A książka Szybko, szybciej, najszybciej potwierdza jego ogromną pasję i nie mniejszą wiedzę na temat F1. Jest obszerna, liczy ponad 600 stron, z czego około 20 zajmują różnego rodzaju statystyki. Jest też bogata w zdjęcia – chociaż te mają niestety mało czytelne podpisy.
Przyjęta przez autora metoda przedstawienia tematu to wybór osiemnastu wyścigów z przebogatej historii F1. Jak sam zaznacza we wstępie, nie było łatwo dokonać tego wyboru, ale każdy opisany wyścig otwiera drzwi do opowieści o tym, jak się miała Formuła 1 w danym momencie swojej historii. Rozdziały wyścigowe przedzielane są wstawkami na temat różnych zagadnień z dziejów królowej motosportu – np. dowiadujemy się o zmianach w sposobie przyznawania punktów za wyniki w wyścigu czy o ewoluowaniu przebiegu kwalifikacji do tegoż. Każdy wyścig to także pretekst do zaprezentowania sylwetek jego bohaterów – i tutaj poznajemy m.in. pierwszych mistrzów, z których mnie najbardziej zafascynował Juan Manuel Fangio. Ten pięciokrotny zdobywca mistrzowskiego tytułu w czterech różnych zespołach jest też autorem słów, które powinien wziąć sobie do serca aktualny mistrz, Max Verstappen:
Zawsze musisz się starać być najlepszy, ale nigdy nie wolno ci uwierzyć, że jesteś najlepszy. (s.62)
Wiele miejsca poświęca autor niezwykle ważnemu zagadnieniu, jakim jest bezpieczeństwo w Formule 1. Pierwszych kilka wyścigowych dekad to niechlubna pod tym względem statystyka, w której figurują nie tylko kierowcy, ale też kibice czy porządkowi toru. Wielkie zasługi w tym temacie mają Jackie Stewart, jeden z byłych kierowców oraz neurochirurg Sid Watkins, przyjaciel Ayrtona Senny, obecny także przy jego śmiertelnym wypadku. Nie ma się co łudzić – i Mikołaj Sokół też o tym pisze – F1 zawsze będzie sportem wysoce niebezpiecznym, ale na szczęście w tej dziedzinie wiele zmieniło się na lepsze.
Kolejnym obszarem, w którym porusza się autor, jest oczywiście temat konstrukcji bolidów, ich nieustanne ulepszanie, poprawianie osiągów, dostrzeganie szczelin, w które można wsunąć ten jeden, czasem niewielki brakujący element, ale pozwalający zdobyć przewagę nad innym zespołem. Nie będę kłamać, że dużo z tego zrozumiałam. Na pewno zrozumiałam jedno: bardzo wiele zależy od geniuszu inżynierów i mechaników. W wyścigu widzimy kierowców i ich oklaskujemy – tymczasem to jest efekt końcowy pracy wielu tęgich umysłów, dzięki którym gwiazdy mogą w ogóle wyjechać z garażu i błyszczeć na torze. A jednocześnie, przy całej urodzie Formuły 1, ludzkich zdolnościach i umiejętnościach – bywa, że o wszystkim decyduje natura:
Wspomniana skuteczność deszczowych opon też ma swoje granice. Zjawisko poślizgu na wodzie (…) jest funkcją szybkości jazdy i grubości warstwy wody na nawierzchni. Po przekroczeniu punktu krytycznego ogumienie przestaje sobie radzić z odprowadzaniem wody i zaczyna się ślizgać na wodnej poduszce. Kierowcy nie mają nad tym zjawiskiem żadnej kontroli, samochodu praktycznie nie da się wówczas opanować, niezależnie od umiejętności i wyczucia człowieka siedzącego w kokpicie. Oczywiście w trudniejszych warunkach rosną różnice pomiędzy wybitnymi zawodnikami i resztą stawki, ale powyżej pewnej granicy nawet arcymistrz jazdy w deszczu nie zdoła utrzymać się na torze. (s.472)
Następny temat nie do pominięcia to Robert Kubica, nasz najprawdopodobniej niedoszły mistrz. Możemy tylko wyobrażać sobie, jak daleko by zaszedł, gdyby nie zbędny tak naprawdę udział w rajdzie, zakończony wypadkiem eliminującym go ostatecznie z F1. A był już dogadany z Ferrari…
Mikołaj Sokół pokazuje Formułę 1 jako gigantyczne przedsiębiorstwo o zasięgu globalnym. Myślę, że nawet najzagorzalsi kibice nie są w stanie sobie wyobrazić, jak daleko i do jak różnych płaszczyzn sięgają jej macki, jak wielką jest siłą i z jak ogromnymi pieniędzmi się wiąże. Gdy czyta się o skandalach związanych z tym sportem, przechodzi ochota na oglądanie wyścigów. Ale wraca, bo jednocześnie Formuła 1 jest wspaniałym widowiskiem dostarczającym niesamowitych emocji i ludzie na całym świecie właśnie za to ją kochają, a najlepsi kierowcy stają się gwiazdami wielkiego formatu.
Książka Mikołaja Sokoła zawiera tyle interesujących treści – a jedna jest ciekawsza od drugiej – że muszę się powstrzymać, by Wam nie opowiedzieć wszystkiego (wiedzieliście na przykład, że w dwudziestoleciu Lwów miał swoje Grand Prix?). Przestaję więc, ale zapewniam, że jej czytanie to naprawdę wspaniała przygoda. Jeśli tylko lubicie ekstremalnie szybkie samochody, tak samo odważnych chłopców i adrenalinę łączącą jedno z drugim – jest to książka dla Was.