Ziele na kraterze recenzja

Gdzie są tacy ojcowie?!

Autor: @Skazananaksiazki ·7 minut
2020-03-19
Skomentuj
5 Polubień
Zima, choć chyli się już ku końcowi, sprzyja urzeczywistnieniu historii. Być może wtedy one bardziej do mnie przemawiają. Dziś podobny przypadek. Książka, której ja w swoim szkolnym życiu nie miałam w spisie (teraz na szczęście mają ja ósmoklasiści!) . Wojna nigdy nie należała do tematów łatwych. Tu jednak chodzi o coś więcej niż o sam konflikt. Nazwisko powinno być Wam znane. Jest to moje drugie spotkanie z prozą Mistrza i z pewnością nie ostatnie. Ojciec reportażu, nasza duma narodowa. Do tej pory poznaliście moje wrażenia z arcygenialnego reportażu z bitwy o Monte Cassino. Jak jest tutaj? Przekonacie się za moment. Radzę przy okazji zaopatrzyć się w coś do picia. Będzie co czytać.



Jest to powieść autobiograficzna, co bardzo wyraźnie widać. Jej akcja rozpoczyna się w 1919 roku, kiedy na świecie pojawia się pierwsza córka autora - Krystyna, nazwana później „Pytonem nienasyconym” (wyjaśnienie w swoim czasie). Książka porusza tematy trudne, ale niezwykle ważne. Głównym i najważniejszym zarazem jest dojrzewanie córek (druga urodziła się dwa lata później, Marta). Ponadto można w tej powieści odnaleźć elementy folkloru związane z wieloma podróżami odbytymi tak przez samego pisarza, jak i rodzinę.



„Na początku był embrion.
Potem było w łonie matki zamknięte, pulsujące życie...”



Dojrzewanie nie jest łatwe ani do przejścia, ani do opisania. Dlaczego akurat to? Widać. Jeden z pierwszych rozdziałów brzmi: „Kiełkowanie”. Podobnie jak rośliny wyrastają ze swoich nasion, kiełkują, rozrastają się. Człowiek w tym kontekście jest dość podobny. Dwie córki, które traktuje jak swoje latorośle stały się dla niego na tyle absorbującym obiektem, że aż postanowił opisać ich życie. To porównanie nie jest przypadkowe i będzie jeszcze przewijać się później w tekście.

Rodzina Wańkowiczów jest w pewien sposób wyjątkowa, nietypowa. Na samym początku życie nie było łaskawe, ale sytuacja szybko się poprawiła. Ostatecznie cała gromadka zamieszkała na Żoliborzu w czteropiętrowym Domeczku (traktowany niemalże jak bohater tej powieści) na ulicy Dziennikarskiej 3. W tym miejscu działy się różne rzeczy. Domeczek przetrwał i zgromadził wiele wspomnień. Był kolebką zbiorowości.

Zastanawiacie się być może, co oznacza tytuł tej powieści? Już spieszę z wyjaśnieniem. Trzeba go rozbić i omówić te części osobno. Ziele - tak jak zielsko czy chwasty - kojarzy nam się jednoznacznie z czymś dobrym, podobnie z samym kolorem zielonym. Życie, nadzieja, harmonia. Ziele wrasta w ziemię i trudno jest je wykorzenić, pozbyć się go. Takim zielem dla autora była polska młodzież. Ludzie, którzy stali u progu najważniejszych życiowych decyzji (w tym oczywiście córki).
Krater stanowi przeciwieństwo ziela. Wybuchy wulkanów - ogólne niebezpieczeństwo. Takim kraterem w życiu tych ludzi okazał się rok 1939 i wybuch największego konfliktu zbrojnego w dziejach świata. Podobnie w przypadku tych dwóch młodych dam. Wychowane zostały bardzo dobrze, ale dorastać musiały w piekielnie trudnych warunkach. Takim zielem, jakby się zastanowić, było pokolenie Kolumbów (urodzeni po roku 1920). Jak widzicie, tytuł jednak ma sens.

Wspominam o dojrzewaniu. Wielki błąd popełniłabym nie odnosząc się do samego wychowania. To była bardzo sympatyczna rodzina, kochająca się, zżyta. Każdy z domowników miał swoje przezwisko. Najwięcej wrażeń dostarczały oczywiście dzieci: Krysia, która zasypywała Tatę niezliczoną ilością pytań o wszystko, zyskała miano „Pytona”. Dla równowagi, niestety, bardzo często chorowała, co przysparzało rodzicom wielu zmartwień. Marta („Tili”, „Chłopek Roztropek”) z kolei była energiczna. Kompletne siostrzane przeciwieństwa. Wychowywano je jednak tak samo. Co ciekawe, wizja wychowania w tej książce rozmywa się z tą, o jakiej mi mówiono. Melchior Wańkowicz był ojcem, którego chciałaby mieć każda córka. Naprawdę. Nie przejmował się zbytnio szkołą. Nie krzyczał, nie karał, nie było awantur. Zamiast tego podpowiadał, dawał wskazówki i wspierał dziewczyny w decyzjach. W ten sposób chciał je nauczyć odpowiedzialności, która przecież na każdym kiedyś spocznie. Przykład? Krysia w wieku 12 lat postanowiła pisać artykuły. Tata bacznie obserwował jej poczynania, nie zabraniał, ale naprowadzał. Efekt? Pierwsze honorarium w swoim nastoletnim życiu.



„-Przecież nie idziesz na referenta Urzędu Podatkowego, żebyś miała wszystko po kolei opisywać. Cóż to - lekcja, aby zbyć czy pisanie? Natęż się, moja panno; nie masz prawa pisać, nim nie wywołasz obrazu. Masz pisać, a nie referować.
- Tatusiu - mówi zniechęcony adept stanu literackiego. - „Piśnij” mi coś na początku i na końcu.
- Co to, to nie! To nie szkoła, tu trzeba pracować. Każdą ściagaczkę ci napiszę (byle nie z matematyki). Tylko Mamie nic nie mów. Ale tu się tak zrobić nie da. Siedź i pisz.”



Wiecie już, co miałam na myśli? To ojciec odpowiedzialny, który uczy, naprowadza, a nie krzyczy i zakazuje. Dlatego sądzę, że wielu panów powinno się od niego uczyć takiego wychowania. Nawet kiedy Marta mogła zostać wydalona ze szkoły, on zachował spokój i doradził, aby porozmawiała z dyrekcją. Doradził, a większość z Was pewnie zrobiłaby na jego miejscu dziecku awanturę nie z tej ziemi. Nie tędy droga. Dziecko zapamiętuje i nie zdziwicie się, jak będzie mechanicznie powtarzać Wasze błędy. Krzyk nie jest metodą wychowawczą. Lepiej dać możliwość podjęcia decyzji. Wyjdzie na lepsze.

Wszystko na świecie dąży do równowagi - zawsze tak uważam i źle mi się z takim podejściem wcale nie żyje. Ten przypadek jednak nie był odosobniony. Domeczek, który kojarzył się z bezpieczeństwem i ciepłem został doszczętnie zbombardowany podczas wojny. Cała rodzina wycierpiała swoje. Była zupełnie rozdzielona. Marta pełniła rolę sanitariuszki. Żadna przyjemność patrzeć, jak umierają niewinni. Krysia została z Mamą w Warszawie. Sam Melchior Wańkowicz natomiast od roku 1939 pełnił funkcję korespondenta wojennego. Owocem tej pracy jest chociażby przytoczony we wstępie reportaż-potwór. On czuł się jak ryba w wodzie. Tak naprawdę w każdej chwili mógł zginąć. Od kul roiło się wszędzie. To w ich dźwiękach umierał ten spokojny, szczęśliwy świat.

Ta powieść została napisana, tak naprawdę, dla wnuczki. Po co? Oczywiście po to, aby dowiedziała się, jaką miała ciocię (przecież dziadka zdążyła poznać). Czytając tę gawędę (tak też bywa określana), przeżywałam cały wachlarz emocji. Od radości, dumy, przez podziw, szok, niedowierzanie, po przeogromny żal i smutek. Aż łzę uroniłam na końcu. Melchior Wańkowicz pielęgnuje w ten sposób pamięć o jednej ze swoich córek, którą stracił. Po ludzku, ojcowsku nie może się z tym pogodzić i rozrywa go niewyobrażalny ból. Nawet napisał list do zmarłej, ale niewiele to pomogło. Można powiedzieć, że „Ziele...” ma więc po części charakter żałobny i wspomnieniowy. Trochę podobnie jak w trenach Jana Kochanowskiego.

Na pewno zapytacie mnie o styl. Wiele osób mówi, że jest trudny, a ja Wam na to: trudniejszy jest Gombrowicz (podobnie, miłość od pierwszego przeczytania). Tutaj nie ma metafor. Są barwne, żywe opisy. Zdarzają się relacje wydarzeń, co nie powinno Was dziwić (w końcu był reporterem). Dla mnie ten styl jest akurat w punkt. Nie znaczy to, że miałam pojęcie o wszystkich słowach w tekście. Niektóre znałam przez francuski (np koafiura). Inne kojarzyłam ze słyszenia (przecież do tej pory się „wtranżala”). O resztę musiałam już dopytać. Nie zmienia to jednak faktu, że książki tego autora i styl jego pisania są mi w jakiś sposób bliskie. Powieść została wydana w latach 50., późno. Było to związane z sytuacją polityczną w kraju. W ogóle Melchior Wańkowicz był (zmarł w 1974 roku) człowiekiem, który bardzo wiele podróżował. Z tego powodu władze europejskie kojarzyły go politycznie, co wcale mu nie ułatwiało sprawy. Miał swoje bolesne perypetie w czasach PRL-u. O nich opowiem Wam przy okazji innych książek.

Oczywiście polecam. Pierwszy raz chyba czytałam książkę, w której mężczyzna w tak delikatny sposób opisuje procesy dojrzewania kobiet. Niebywałe. Były fragmenty, które aż sobie zaznaczyłam. Wychowywał ojciec, co nie było raczej typowe. Żona miała niewiele do powiedzenia. Ja życzę każdej córce takiego ojca albo męża. Naprawdę. Tylko przy takim typie człowiek czuje, że żyje. Bardzo się cieszę, że dziś, po reformie, ta książka jest lekturą w podstawówce. Zastanawiałam się, kto dziś ją zna. Dla ludzi, którzy przeżyli wojenny koszmar i stracili wtedy kogoś bliskiego, dziś liczą się inne wartości. Jakie? Dowiecie się, sięgając po tę powieść.



Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-03-18
× 5 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Ziele na kraterze
6 wydań
Ziele na kraterze
Melchior Wańkowicz
8.7/10

Autobiograficzna powieść o życiu ziemiańskiej rodziny wyrzuconej przez splot wydarzeń historycznych na wielkomiejski, warszawski bruk. Choć powieść jest tylko o losach najbliższych – stanowi wszechstr...

Komentarze
Ziele na kraterze
6 wydań
Ziele na kraterze
Melchior Wańkowicz
8.7/10
Autobiograficzna powieść o życiu ziemiańskiej rodziny wyrzuconej przez splot wydarzeń historycznych na wielkomiejski, warszawski bruk. Choć powieść jest tylko o losach najbliższych – stanowi wszechstr...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Gdy byłam w końcowych klasach szkoły podstawowej to zaczęłam ją czytać i nawet doszłam do czytania przez rodzinę ‘Trylogii’, ale wówczas jej słownictwo było dla mnie za trudne, ciągle musiałam coś sp...

@Renax @Renax

Pozostałe recenzje @Skazananaksiazki

Huśtajka. Borderline
Pięć tysięcy odłamków kobiety

Borderline to zaburzenie osobowości z pogranicza, które częściej występuje u kobiet. Pomimo rozwoju medycyny i lepszej diagnostyki nie odnotowano drastycznie zwiększonej...

Recenzja książki Huśtajka. Borderline
Od rozstania do równowagi
Kiedy niemożliwe staje się faktem...

Człowiek, który znalazł drugą połówkę, nigdy nie dopuszcza do siebie czarnego scenariusza. Wierzy, że dane mu będzie z nią spędzić resztę swoich dni. Niestety pewnego dn...

Recenzja książki Od rozstania do równowagi

Nowe recenzje

Morderstwo w Orient Expressie
Sprawiedliwość wymierzona po latach
@karolak.iwona1:

Uwielbiam klasyczne kryminały Agathy Christie. "Morderstwo w Orient Expressie" to kolejny przykład znakomitego, lekkieg...

Recenzja książki Morderstwo w Orient Expressie
Zeznanie
Czy ręka sprawiedliwości jest odpowiednio długa?
@malgosialegn:

Cóż, i tym razem, Grisham zabrał nas w odmęty wymiaru sprawiedliwości. Klimaty mroczne i niespokojne, skażone nieprawoś...

Recenzja książki Zeznanie
Most na Drinie
Kronika pewnego mostu
@Remma:

Wzniesiony przez Mehmedpaszę most stanowi pretekst do opowieści z dziejów Bośni w latach 1516 – 1914. Most stanowi cent...

Recenzja książki Most na Drinie