Dawno, dawno temu... setki lat przed wydarzeniami opisanymi w „Trylogii Czarnego Maga”, w Kyralii żyła szesnastoletnia Tessia, córka uzdrowiciela, marząca o kontynuowaniu pracy ojca. Jednak prostą realizację jej planów uniemożliwia los – na skutek pewnego bardzo nieprzyjemnego incydentu dochodzi do niekontrolowanego wyzwolenia posiadanej przez Tessię mocy magicznej. Dziewczyna nie tylko musi zaakceptować zmianę własnego statusu i konieczność rozpoczęcia nauki magii, ale również stawić czoła znacznie poważniejszym wyzwaniom: między Kyralią i Sachaką dochodzi do wojny.
Opowieść przedstawiona przez Trudi Canavan rozpoczyna się w czasach, gdy w Kyralii nie istnieje jeszcze żadna organizacja zrzeszająca magów, nie powołano także uniwersytetu – przekazywanie wiedzy magicznej odbywa się wyłącznie indywidualnie, jedynie w prostej relacji mistrz – uczeń. Również praktyki medyczne realizowane są bez użycia magii. Wprawdzie istnieje gildia uzdrowicieli, ale zrzesza jedynie zwykłych medyków. Oczami głównej bohaterki czytelnik ma możliwość obserwować początki tworzenia się gildii magów i pierwsze – nie zawsze udane – próby użycia magii do ratowania ludzkiego życia.
Fabuła „Uczennicy maga” jest przewidywalna – w zasadzie żadne wydarzenie nie zaskakuje czytelnika. Taki już los prequeli – może gdybym czytała poszczególne tomy cyklu w kolejności zgodnej z wewnętrzną chronologią wydarzeń, moja reakcja byłaby inna. Niestety, książka zrobiła na mnie wrażenie utworu napisanego na zamówienie fanów cyklu, domagających się potwierdzenia ich przypuszczeń na temat wczesnej historii Kyralii i Sachaki. „Uczennica maga” jest pozycją poprawną, trzymającą się zasad – bohaterowie są gładko wprowadzeni do opowieści, przedstawieni, lekko scharakteryzowani, postępują zgodnie z oczekiwanym przez czytelnika schematem, w miarę postępu opowieści ich charakterystyki są pogłębiane, akcja – w końcu – osiąga punkt kulminacyjny, po czym poszczególne wątki zostają stopniowo zamknięte.
A propos – autorka umieściła w książce jeden wątek, opisujący losy Sterii, który nie jest kompozycyjnie połączony z resztą opisywanych wydarzeń. Wątek ten sprawia wrażenie kompletnie niepotrzebnego, rozdymającego jedynie, już i tak dużą objętościowo, książkę. A jednak... gdy potraktuje się „Uczennicę maga” i „Trylogię Czarnego Maga” łącznie, jako jedną opowieść, to okazuje się, że istnienie tego wątku jest niezbędne do zrozumienia, czyim wysłannikiem jest Savara, tajemnicza sojuszniczka Cery’ego z ostatniego tomu trylogii i skąd zna magię klejnotów.
Zwolennicy poszukiwania „drugiego dna” czy jakiegokolwiek ukrytego przesłania mogą sobie takie działania darować – autorka niczego nie ukrywa. Wyraźnie piętnuje niewolnictwo, wskazuje zakłamanie i egoizm członków arystokracji, ich obojętność i zamknięcie na problemy biedaków i chorych, wyśmiewa seksistowskie stereotypy. Na plus należy jej policzyć, że powyższymi wadami obdzieliła równo społeczeństwa obu krajów przedstawione w powieści. I nie proponuje łatwych i pozornie prostych rozwiązań w rodzaju „wystarczy znieść niewolnictwo i wszystko będzie dobrze”.
Oceniając poprawność językową książki, w oczy rzuca się – obecny już w „Trylogii Czarnego Maga” – neologizm „inkal”, użyty w znaczeniu: znaku, herbu, godła, ewentualnie inicjału. Nie mam nic przeciwko neologizmom, ale ten akurat nie wydaje się być trafny – pierwsze, całkowicie automatyczne skojarzenie prowadzi nie w stronę herbarzy i tytulatury, a w kierunku pewnego komiksu…
Podsumowując, „Uczennica maga” to przede wszystkim pozycja dla wielbicieli twórczości Trudi Canavan – oferuje im ciekawe uzupełnienie opowieści o dziejach Sachaki i Kyralii oraz korzeniach utworzenia Gildii Magów.
Recenzja ukazała się 2009-03-22 na portalu katedra.nast.pl