Na fali fascynacji fantastyką opartą na mitologii i legendach sięgnęłam po dzieło przeszło stuletnie czyli "Arlaune. Historia pewnej żyjącej istoty", która swój początek wywodzi z legend o korzeniu mandragory. Czy to dzieło zdołało mnie zaskoczyć? O tym poniżej.
Według legend mandragora jest rośliną, mającą kiełkować z ziemi, na którą spadło nasienie wisielca. Moc tej niepozornej rośliny drzemie w jej korzeniu, który kształtem przypomina małego ludzika. Przy wyrywaniu z ziemi korzeń krzyczy tak strasznie, że może doprowadzić wyrywającą osobę do śmierci z przerażenia. Czytałam legendy, według których korzeń na początku należy przywiązać do psiego ogona by klątwa za wyrwanie spadła na zwierzę. Gdy już właściciel będzie miał korzeń w domu musi o niego dbać. Powinien oddawać mu porcje ze swoich posiłków, w święta kąpać go w winie. W zamian za opiekę, taki korzeń sprowadza na swojego pana bogactwo i dobrobyt. Może też wbić go w chciwość, a na jego rodzinę sprowadzić nieszczęście, ale tym mało kto się przejmował. Były też wierzenia, mówiące o tym że korzeń ma rozwiązywać problemy z płodnością. Mnie osobiście korzeń mandragory kojarzy się z filmem "Labirynt Fauna", w którym prawie wszystko ma mistyczny mroczny charakter.
Tyle o mandragorze, a jaką rolę odegrała ona w książce Hannsa Heinza Ewersa? Otóż pewien tajny radca, profesor uniwersytecki, Jakob ten Brinken do spółki ze swoim siostrzeńcem postanawiają powołać do życia istotę zrodzoną z nasienia wisielca, stworzyć swoistą wersję żywej mandragory. Jako surogatka ma im służyć najsłynniejsza w mieście prostytutka. Brzmi okrutnie i mrocznie? Cóż kto może zabronić eksperymentów ludziom posiadającym wiedzę, umiejętności i możliwości? To ważny aspekt tej książki - ukazuje nam zepsucie ludzi tamtego okresu, którzy zblazowani i przekonani o własnej doskonałości nie cofną się przed niczym,gdy mami ich wizja nowego poziomu osiągania bogactwa czy przyjemności. Istota zrodzona z genów martwego złoczyńcy i prostytutki okazuje się prawdziwą femme fatale. Arlaune jest piękna, charyzmatyczna i czarująca. Tam, gdzie się pojawia sprowadza bogactwo, a jednak jest też okrutna, sadystyczna i potrafi sprowadzać na swych kochanków nawet śmierć. Jest mistrzynią manipulacji i osiągania tego, czego pragnie bez względu na cenę. Jest jednocześnie alegorią dekadentyzmu, ale też końcem opętanych nim mężczyzn.
"Arlaune" jest dziełem ponad stuletnim, a jednak potrafi zaszokować czytalnika nawet dziś mrocznym, perwersyjnym, groteskowym klimatem. Mimo, że nie epatuje krwawymi opisami, lub szczegółami erotycznymi, jak to bywa w dzisiejszej literaturze wywiera na czytelniku spore wrażenie. A może właśnie o ten brak epatowania chodzi, gdyż narrator kreśli nam zarysy scen odgrywanych w książce, a tylko od naszej wyobraźni zależy ile z tych scen chcemy zobaczyć. Styl jest pełen metafor, ozdobny i wymagający. Nie jest to krótka szybka lektura, raczej bardziej wymagająca historia, w którą trzeba się wgryźć. Tu uczciwie muszę przyznać, że pierwsze rozdziały niemal mnie zniechęciły. Ale cieszę się, że nie porzuciłam tej lektury. Jest to niesztampowa, niesamowita historia, którą bardzo polecam miłośnikom mocnych wrażeń, o otwartym umyśle, z pewnym dystansem do świata. Jednak z kolei zdecydowanie odradzam osobom wrażliwym.
Książke otrzymałam z Klubu Recenzenta portalu NaKanapie.pl