Rzetelna i dobrze udokumentowana książka reporterska opisująca powstanie i rozwój scjentologii – religii powstałej w XX wieku, mającej obecnie ok. 8 mln wyznawców, w tym wielu celebrytów i dysponującej olbrzymim majątkiem. Autor szuka odpowiedzi na pytania: „Na czym polega szczególny urok tej religii? Co z niej czerpią jej wyznawcy? Jak to możliwe, że ludzie uważani za osoby racjonalne przyjmują przekonania, które dla innych są całkowicie niepojęte?” Właściwie takie same pytania można zadać w stosunku do każdej religii...
Dosyć szczegółowo omawia Wright chaotyczne i burzliwe życie Rona Hubbarda, twórcy i guru scjentologii. Hubbard był płodnym pisarzem science fiction, mitomanem, erotomanem, być może chorym psychicznie. No cóż, życiorys jak życiorys, podobnie burzliwe życie mieli Joseph Smith (twórca mormonizmu), Marcin Luter czy inni twórcy nowych religii. Twórcy wcześniejszych religii mają już życiorysy całkowicie zmitologizowane... Ciekawa jest też historia, jak scjentologia przezwyciężyła kryzys po śmierci swego założyciela – typowy trudny okres każdej nowej religii.
Cała legenda założycielska i doktryna scjentologii to bełkot przypominający marne powieści science fiction (zjazdy galaktyczne, wspomnienia z wcześniejszych wcieleń, itp) ale prawie wszystkie religie mają równie bełkotliwe historie założycielskie. Co ciekawe, scjentologia, jak przystało na religię XX-wieczną, opiera się na rozwoju osobistym, auto- i psychoterapii, fantastyce naukowej. Zresztą Hubbard napisał książkę 'Dianetyka' będącą podręcznikiem autoterapii, która odniosła spory sukces, na bazie tego sukcesu powstała scjentologia, m.in. po to aby kontrolować ruch dianetyczny.
Autor szczegółowo omawia świetny chwyt marketingowy scjentologów: koncentracja na hollywodzkich celebrytach (Tom Cruise, John Travolta i inni) którzy nadają religii rozgłos medialny i przyciągają nowych wyznawców.
Sporo dowiadujemy się o złych praktykach scjentologicznych: praniu mózgu, przemocy fizycznej, przymusowym odosobnieniu, czy niewolniczej pracy członków scjentologicznego duchowieństwa. Częścią doktryny jest też całkowite odrzucenie psychiatrii: paru wyznawców zmarło lub popełniło morderstwa z powodu braku opieki psychiatrycznej.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że to religia niezmiernie młoda, liczy sobie raptem 60 lat, łatwo zatem ją wyśmiać, oskarżać i lekceważyć. Czas pokaże, czy osiągnie sukces wyznań powstałych w XIX wieku – mormonizmu, czy świadków Jehowy, które na początku również były niemiłosiernie atakowane. Sam autor przyznaje, że scjentologia dotarła do wielu ludzi wątpiących, zagubionych, szukających pociechy. Na przykład genialny muzyk jazzowy Chick Corea (mój ulubieniec), na każdej płycie dziękuje Hubbardowi za inspirację. Poza tym scjentologia (chyba) się rozrasta, może z czasem złagodnieje (tak jak złagodniał mormonizm). Zobaczymy.
Książka jest mocno przegadana i za długa, pełna niepotrzebnych szczegółów i historyjek, niemniej stanowi świetną i rzetelną kopalnię informacji na temat jak powstaje nowa religia i jak odnosi sukces.