Temat, który wystarczy na wiele powieści, dający się przybliżyć pod różnym kątem, z punktu widzenia różnych postaci, natomiast Katarzyna Misiołek obrała drogę męczącym szlakiem, w oparach nużącej atmosferę. Czuję się jak po wyjściu z magla, gdzie nic i nikt mnie nie interesuje tylko własne cierpiące ciało pragnące natychmiastowej regeneracji.
Pewne sprawy Autorka opisuje z chorobliwą drobiazgowością, a inne przedstawia pobieżnie, przez co fabuła traci balans, a tok wydarzeń może być postrzegany przez czytelnika jako niedoprecyzowany, pozbawiony wartościowych dla akcji elementów. To też często czyni przedstawiane sceny bezbarwnymi i jednocześnie nużącymi w odbiorze.
Zaginęła młoda kobieta, ale fabuła nie podsyca napięcia, a daje rozwleczony opis codziennej egzystencji jej siostry i reszty rodziny. To z punktu Magdy poznajemy cały ten mozolnie wykreowany świat powieści. Jest ona głosem całej rodziny, czasem miałam wrażenie, że to na jej barkach spoczywa ich los. Niestety, nie odczułam determinacji bliskich, jedynie mękę siostry, przez cały czas bijącej się z własnymi myślami. Ledwie dochodzi do zgłoszenia zaginięcia, a Magda już nie czuje się na siłach kontynuować trzeciego roku studiów, drażni ją obecność partnera, od którego szybko ucieka do rodziców, którym z kolei chce dać wsparcie w trudnych chwilach. Dzieje się tyle, a jakby się nic nie działo, bo to zaledwie jałowo przedstawione fakty. A gdzie emocje bohaterki przechodzącej załamanie? Bo to chyba jest coś na kształt załamania, gdy traci się nagle bliską osobę i dowiaduje kilku rzeczy, o których nie miało się pojęcia.
Fabuła, która ma na celu zobrazowanie psychiki bliskich po zaginięciu kogoś z rodziny powinna dostarczać mocnych portretów psychologicznych, a ja tu dostrzegłam papierowych ludzi. Bo nawet jeśli matka przybiera postawę obronną, zaprzecza rzeczywistości, ociera łzy w ukryciu i wszystko w niej krzyczy, przez co często dochodzi do kłótni z drugą córką, to niech to będzie wyraźnie powiedziane, a nie stanowi jedynie mojej interpretacji.
Mam świadomość do czego dążyła Autorka i co chciała zaprezentować w swojej książce, ale według mnie, wyszedł z tego poszarpany przekaz, rozmyty przez jałowość postaci, brak równowagi w budowaniu struktury emocjonalnej, na której dobrze by było oprzeć całość. Książka bez wyrazu, przy której trudno poddać się przeżywanym przez bohaterów sytuacjom.
Zanim zabrałam się za ten tytuł, miałam świadomość, iż Autorka (tutaj:Katarzyna Misiołek) pisuje horrory pod pseudonimem Olga Haber. I muszę stwierdzić, że chyba mam skrajne upodobania, bo o ile "Oni" mnie usatysfakcjonowali, jako tzw literatura niższych lotów (horror), to w przypadku "Ostatniego dnia roku" nabawiłam się literackiej niestrawności. Cóż, do mnie Autorka przemawia ukrywając się pod płaszczem mroku i lekkiego strachu, niż jako znawca ludzkich dusz, zawładniętych mocnymi przeżyciami. Absolutnie nie przekonuje mnie do swoich kreacji psychologicznych. Niestety.