W najlepszej szkole dla chłopców rozpoczyna się nowy rok szkolny. Akademia Weltona od zawsze słynęła z rygoru oraz surowości. Jej cztery najważniejsze zasady to Tradycja, Honor, Dyscyplina i Doskonałość. W miejsce długoletniego nauczyciela angielskiego przychodzi absolwent szkoły, John Keating. Jego serce porusza grupka przyjaciół, która odkryła sekret nauczyciela z lat młodości. Postanowiła kontynuować to co robił ich profesor. Czy pogodzą problemy, naukę oraz przyjacielskie powinności?
"Stowarzyszenie umarłych poetów" zostało napisane przez Nancy H. Kleinabum na podstawie scenariusza Petera Weira do filmu o tym samym tytule, gdzie główną rolę zagrał Robin Williams.
Na początku bloga obiecałam sobie, że nie będę pisała recenzji lektur, ale tę książkę przeczytałabym nawet jeśli nie byłaby obowiązkiem szkolnym. Wiele osób mi ją polecało i mówiło, że jest to przyjemna i ciekawa lektura. Ja jednak poczekałam na moment, kiedy będziemy ją omawiać, a w wolnym czasie czytałam książki, które leżą u mnie na półce od dłuższego czasu. I już teraz zaznaczę, że nie żałuję.
Pierwsza rzecz jaka mnie zszokowała to sam pomysł na książkę. Co za geniusz pisze powieść na podstawie scenariusza? Już od samego początku śmierdziało mi tu niewypałem, ale postanowiłam zaufać osobom, które mi ją tak szczerze polecały. Książka jest dość krótka. Zaledwie 160 stron. Zastanawiałam się czy da się w nich zamieścić jakąś ciekawą historię. Autorka pokazała, że jednak nie.
"Poezji nie można ograniczać do tworzywa, jakim jest słowo. Poezję możemy znaleźć w muzyce, w fotografii, nawet w posiłku przygotowanym w wyrafinowany sposób. We wszystkim, w czym uda nam się odkryć coś nowego, w czym znajdziemy jakieś objawienie."
Przyznam się szczerze, że nie przepadam za poezją. Gdy czytaliśmy wiersze na lekcji polskiego, prawie zawsze źle je interpretowałam. Rzadko kiedy potrafiłam wczuć się w autora i choć w minimalnym stopniu przybliżyć to co mógł myśleć autor podczas pisania. Do tej pory nic się nie zmieniło. Wydaję mi się, że jednak ma to jakiś związek z oceną książki. Fabuła kompletnie nie przypadła mi do gustu. Początek wlekł się i wlekł. Mimo małej objętości czytałam ją prawie dwa dni, co jak na mnie to tragiczny wynik. Akcja miała się rozpocząć w momencie spotkań przyjaciół, ale jednak i tak według mnie było nudno i nic się nie działo. Czekałam na jakikolwiek rozwój akcji, ale niestety takowy nie nadchodził.
Książkę czyta się bez żadnych emocji. Byleby na przód. Jedynie zakończenie mocno porusza i nie pozwala zamknąć książki aż do ostatniej strony. Styl autorki jest dziwny. Sama nie wiem co o nim myśleć. Momentami bardzo mi się podobał, a niekiedy miałam go dość. Z bohaterów jedynie przypadł mi do gustu pan Keating. Zaskakująca postać, która zdecydowanie pobudza do działania nie tylko bohaterów, ale również i czytelników.
Podsumowując, książka nie spodobała mi się. Nie przepadam za poezją i brakiem akcji. Nie wiem w sumie czy polecać czy nie. W ocenie bardzo dużo zależało od fabuły, która akurat mi nie przypadła do gustu, ale jeśli przepadacie za liryką wydaję mi się, że "Stowarzyszenie umarłych poetów" możecie przeczytać.