Autor: Oliver Potzsch
Tytuł: "Córka kata"
Wydawnictwo: Esprit
Stron: 480
Ten tytuł chodził za mną od dłuższego czasu „Córka kata” O. Potzscha przede wszystkim urzeka barwną okładką – przedstawia dziewczynę, w której włosy wpleciono czaszki. Skojarzenie wybiega tu do profesji ojca tytułowej bohaterki, który w bawarskim Schongau XVII wieku odpowiada za tortury i egzekucje. Niechlubny zawód, od którego dziś już na szczęście odstąpiono, przyczyniał się jednak do utrzymania porządku i wymierzenia – różnie pojętej – sprawiedliwości. W kwestie moralności osób pałających się tym frapującym zajęciem nie będę głębiej wchodzić – każdy powinien indywidualnie rozważyć to w swoim sumieniu.
W mieście dochodzi do serii morderstw na dzieciach. Na ciałach ofiar zostają odkryte tajemnicze znaki, które okoliczni mieszkańcy biorą za szatańskie symbole. Wkrótce rozchodzą się plotki, że w mieście działa czarownica, mająca konszachty z diabłem i to ona jest przyczyną następujących nieszczęść. O całe zło zostaje oskarżona akuszerka, która przecież jest kobietą i zna się na ziołach. Kat ma wymóc na niej wyznanie winy, aby w mieście zapanował spokój. Nikt nie chce powtórzenia sytuacji sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to wskutek podobnej nagonki spalono wiele niewinnych kobiet. Panika zabobonnego ludu wywołuje bowiem różne reakcje, przyczynia się do bezpodstawnych osądów. Do czasu przybycia przedstawiciela księcia elektora radcy chcą zakończyć proces. Wydaje się, że akuszerki nie ominie stos. Jednak kat, jego córka Magdalena i młody medyk nie wierzą w winę akuszerki. Postanawiają przeprowadzić śledztwo na własną rękę i dowieść prawdy, nim będzie za późno…
Oliver Potzsch jest potomkiem Kuislów, najsłynniejszej rodziny katów w Bawarii. Swoją opowieść oparł na historycznych źródłach dotyczących jego rodziny, dokumentach i drzewie genealogicznym. Pierwowzorem kata Jakuba Kuisla jest postać rzeczywista, człowiek mający żonę Annę Marię i trójkę dzieci, w tym córkę Magdalenę. Wiele wydarzeń ma swoje historyczne potwierdzenie, jednak mimo to powieść jest fikcją literacką. Fakt, że autor jest tak blisko związany z rodem katów dodaje całości smaku i wyrazistości. Potzsch starał się jak najwierniej oddać obraz katowskiego rzemiosła, dylematy, obowiązki i korzyści z tym zawodem związane.
Bohaterowie są nakreśleni bardzo schematycznie i stereotypowo, właściwie nie zadbano o ich portret psychologiczny. I tak kat oczywiście jest silnym, odważnym człowiekiem, który w zaciszu domu jednak przeżywa każdą egzekucję, zatapiając żale w alkoholu. Jego córka jest dziewczyną piękną, bystrą i zadziorną, ale także zakazaną – przez lata katowskie rody mieszały się ze sobą, gdyż związek z potomkiem kata uznawano za niegodny. Młody medyk, zafascynowany wiedzą medyczną kata, robi maślane oczy do jego córki, a powszechnie uznana za czarownicę akuszerka, to ni mniej, ni więcej tylko uczciwa, mądra kobieta, która pomaga przychodzić na świat dzieciom i zna się na leczniczych ziołach. Jednak mentalność ludzi tego okresu w sytuacji zagrożenia potrafiła przybierać najgorsze oblicze: szukając winnego zapominano o jego wcześniejszych zasługach, a wszystko to, co niezrozumiałe, uznawano zaraz za zaczarowane, a więc diabelskie…
Gdy do akcji wkracza siejący grozę mężczyzna z kościotrupią ręką (nazywany przez cały czas diabłem, co z każdą stroną irytowało mnie i śmieszyło naprzemiennie coraz bardziej), sprawa dodatkowo się komplikuje. Aby ratować życie zarówno akuszerki, jak i innych dzieci, w jakiś nieodgadniony sposób wplątanych w aferę, trójka bohaterów musi działać szybko i zdecydowanie. Czy im się uda? Początkowo nadnaturalne, wręcz czarnoksięskie, powody zawiązania się całej intrygi w rzeczywistości bardzo szybko przybierają prozaiczny charakter.
„Córkę kata” oceniam jako powieść ciekawą, zgrabnie napisaną i dopięta na ostatni guzik. Choć autor nie uniknął denerwujących czasem opisów, ogólna ocena jest pozytywna. To, co najbardziej mnie raziło, to nadużywanie wyrazu „przypuszczalnie” i wszechobecna w powieściach tego typu zależność: za każdym razem, gdy któryś z bohaterów doznaje olśnienia i elementy układanki przybierają właściwe miejsca, staje się coś, co uniemożliwia zakończenie sprawy: zostaje porwany, traci pamięć, choruje i tak dalej. Strasznie też drażni mnie to, czego świadkiem jestem często również w filmach: bohaterowie próbują działać na własną rękę, gdy są blisko rozwiązania, zamiast podzielić się swoimi przypuszczeniami z innymi. W konsekwencji wpadają w pułapkę i nikt nie jest w stanie im pomóc. Ale oczywiście bez podobnych zwrotów powieść nie miałaby blisko pięciuset stron, tylko trzy razy mniej.
Polecam wielbicielom zagadek, tym których pasjonuje siedemnastowieczna obyczajowość, a także niełatwa profesja kata. Jak dla mnie nie jest to jednak powieść znacząco wyróżniająca się na tle innych. Co nie znaczy, że nie można dać jej szansy.
Ocena: 4/6