Żyjemy w świecie, w którym zewsząd otacza nas nietolerancja. Często jej nie zauważamy i ciągle słyszymy od rodziny i przyjaciół, że dla nich kolor skóry czy orientacja seksualna nie ma żadnego znaczenia. W wielu przypadkach są to jedynie słowa rzucane na wiatr, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. Ludzie mówią, że homoseksualizm im nie przeszkadza, ale zazwyczaj zmieniają zdanie, kiedy dowiadują się, że ich dziecko/brat/siostra/ktoś z rodziny/przyjaciel (niepotrzebne skreślić) woli przedstawiciela tej samej płci. Skąd to się bierze? Czy nie powinniśmy się nawzajem szanować, pozwalając drugiej osobie mieć swoje własne zdanie i poglądy? Skoro nikt nie krzywdzi nas swoją odmiennością, to skąd u nas ta nienawiść?
“Każdy ma prawo żyć po swojemu, jeśli nie krzywdzi tym innych. Ma prawo ubierać się jak chce, czytać to, na co ma ochotę i głośno mówić, co myśli. Ma prawo również decydować o tym, czy woli być z kobietą, czy mężczyzną, czy może z kobietą i mężczyzną jednocześnie, o ile nie dzieje się to wbrew ich woli. Na tym polega wolność i demokracja.”
Aleksander jest już prawie dorosły. Nigdy specjalnie nie wyróżniał się z tłumu. Miał też umiarkowany kontakt ze swoją rodziną, chociaż nie można tego powiedzieć, jeśli chodzi o jego stosunki z bratem bliźniakiem. Chłopcy nigdy się nie rozumieli, nie mogli znaleźć wspólnego języka. Łączące ich nikłe więzi braterstwa osłabły wskutek różnych wydarzeń, mających miejsce przed ich wkroczeniem w dorosłość.
W czasie wakacji Alek miał okazję wyjechać do Anglii, aby pomóc wujowi Ludwikowi w jego pracy i tym samym zarobić. To była dla niego wspaniała przygoda. Jego życie wreszcie zaczęło się zmieniać - miał najpiękniejszą dziewczynę w szkole, Renię, zrobił sobie urlop za granicą i zaprzyjaźnił się z brytyjską rodziną, u której służył jako pomocnik kamerdynera Ludwika. Musiał jednak wrócić do domu wcześniej, niż planował, ponieważ dostał telefon z Polski z informacją o wypadku ojca. Wrócił do kraju i został tam już do końca wakacji. Ale wówczas wiele zaczęło się zmieniać...
“Może szczęście jest pełniejsze, kiedy przemierza się w jego poszukiwaniu dalekie przestrzenie, a droga najeżona jest niebezpieczeństwami? Może radość ze zdobyczy powinna być nagrodą za długie niepewne wyczekiwanie?”
“Koniec gry” to krótka opowieść o szukaniu siebie, a także o postępowaniu zgodnie ze swoim sumieniem, wbrew sprzeciwom innym, nawet rodziny. Śledzimy życie Aleksandra - nastolatka, który powoli odkrywa, że różni się od swojej rodziny i znajomych. Nie wstydzi się swojej orientacji seksualnej, przez co ma wiele kłopotów, choćby ze strony najbliższych. Jak sobie z tym poradzi?
Nie czytałam wcześniej żadnego dzieła Anny Onichimowskiej, ale ta pozycja nie zachęciła mnie do sięgnięcia po inne książki autorki. Poza tym, że przekazuje czytelnikowi różne ważne wartości, nie ma w sobie niczego zachwycającego. Osobowość postaci jest słabo skonstruowana. Z trudem czuje się, że one żyją. Największym minusem jest charakter głównego bohatera, który zarazem jest narratorem. Aleksander opisuje wiele znaczących dla siebie wydarzeń, które wręcz powinny być naszpikowane jego emocjami. Tymczasem wszystko, co opowiada, ma jedną, nudną melodię. Przez to ma się wrażenie, że bohater pisze o tym wszystkim od niechcenia i jest wyprany z uczuć.
Nie wiem, co jeszcze mogę napisać o tym dziele. Pomysł autorki mógł zostać doszlifowany i lepiej zrealizowany. Właściwie wszystko, co ważne w tym dziele ujęte zostało w powyższych dwóch cytatach. Reszta to nieciekawy dodatek.
Nie polecam tego dzieła wymagającym czytelnikom. Możecie po nie sięgnąć, jeśli naprawdę nie macie co robić, a w domu nie ma żadnej innej nieprzeczytanej pozycji. Może Wam się spodoba. Może zauważycie w tej książce coś, czego ja nie widziałam i lepiej ją odbierzecie.
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak emotikon.