Pamięć. To właśnie ona nas identyfikuje, pozwala na zbieranie przeszłości i kształtowanie dalszych losów, to zdolność, która rejestruje wrażenia zmysłowe i pozwala nam je odtworzyć w każdym momencie życia. Utrata pamięci wiąże się ze stratą osobowości, ale jeżeli nikt cię nie szuka, tracisz też całe życie. Niczym zagubiony zwierzaczek przemierzasz kilometry licząc, że ktoś w końcu cię odnajdzie, ale nim to nadejdzie musisz być silna. Musisz wytrwać. Nie dla siebie, dla niej. Dla tej, której życia nie pamiętasz.
Doe to młoda kobieta, która pewnego feralnego dnia straciła pamięć. Nikt za specjalnie nie przejął się losem dziewczyny, nie pomógł też fakt, że znaleziono ją na śmietniku, a w bazie danych nie widniała jako zaginiona. Tak więc bez dokumentów, wspomnień a nawet własnego imienia tułała się od przytułku do przytułku. Zapewne sklasyfikowano ją jako bezdomną, którą mimo wszystko się stała. W niedługim czasie jej jedyną przyjaciółką zostaje prostytutka, to dzięki niej Doe trafia na imprezę powitalną Kinga. A może to wszystko przez nią?
Brantley King to nie jest dobry człowiek, to kryminalista, który od dzieciństwa szukał swojego miejsca na ziemi. Znalazł je między narkotykami, imprezami i gronem różnych dziewcząt. Razem z Preppym - przyjacielem z dzieciństwa - stworzyli swoje własne imperium - zostali Panami swojego losu. Po ostatniej odsiadce King się zmienia, nie potrafi wrócić do dawnego jestestwa, mimo że bardzo się stara. Na swojej powitalnej imprezie spotyka Doe, kilka nieodpowiednich ruchów dziewczyny i jej przyjaciółki sprawia, że kobieta zostaje uwięziona. Teoretycznie jej położenie zmienia się na lepsze, w końcu dostaje dach nad głową, codzienną porcję jedzenia oraz czyste ubrania. Początkowo musi zapłacić za dług przyjaciółki, jednak póki nie dzieje jej się krzywda jest w stanie zaakceptować los, który jej zgotowano. Z czasem relacja tych dwojga ulega wielu komplikacjom, zaś kilka tajemnic zaczyna wychodzić na jaw. Do czego doprowadzą wszystkie niedopowiedzenia?
“King” to moje pierwsze spotkanie z T.M. Frazier i muszę przyznać, że bardzo udane. Książka przepełniona jest mieszanką bólu, tajemnic iI przyjaźni. Relacja między Kingiem a Preppym jest wręcz braterska, a oni traktują siebie nawzajem jako jedyną rodzinę, każdy z nich przeszedł swoje piekło, zaś jego otchłań połączyła ich niezwykłym zaufaniem. Doe wkracza do ich świata, ale ma w sobie jakiś pierwiastek, który sprawia, że wciąż chodzi po ich domu żywa.
Książkę czyta się bardzo szybko, język jest dosyć kwiecisty, ale nie przeszkadza to w odbiorze tekstu, w końcu bohaterzy nie obracają się w kręgu ludzi uważanych za porządnych (poza kilkoma wyjątkami). Utwór wywołuje sporo emocji, od zabawnych dialogów po smutne epizody, nie pomijając mroku czającego się gdzieś w kącie. A zakończenie... Zakończenie sprawia, że nic tu nie jest jednoznaczne.