Często się zdarza, że ludzie, których łączy podobne zamiłowanie i pasja do niektórych rzeczy zrzeszają się w różne organizacje lub stowarzyszenia, by łatwiej było im się porozumiewać, wymieniać doświadczeniami, wspierać. Myślę jednak, że nikt nie chciałby trafić do takiego klubu jak bohaterka najnowszego thrillera Carlosa Garcia Mirandy. Niby to tylko Klub Miłośników Kryminałów, nie brzmi specjalnie groźnie, ale jednak członkostwo w nim mrozi krew w żyłach i stwarza zagrożenie dla życia i zdrowia.
Angela studiuje literaturę i po cichu marzy, że uda jej się zrealizować marzenie, aby zostać sławną pisarką. Pewnego dnia postanawia wraz z chłopakiem i przyjaciółmi zapisać się do klubu miłośników kryminałów. Nie ma pojęcia, że będzie to jedna z gorszych decyzji, którą podjęła w życiu. W chwili silnego wzburzenia, które wywołał ulubiony profesor, proponując romans w zamian za otwarcie drogi do wydawnictw i możliwości publikacji jej książki, opowiada o zdarzeniu podczas spotkania w klubie. Odzew grupy był natychmiastowy – zemsta! Będąc akurat po zakończeniu lektury To Stephena Kinga, zdecydowali, że nastraszą profesora, przebierając się za klauny. Jak pomyśleli, tak zrobili.
Nikt z nich nawet nie przypuszczał, że konsekwencje okażą się dla nich zabójcze…
„Potwory istnieją naprawdę, duchy też są prawdziwe. Mieszkają w nas i, czasem, one zwyciężają”.
Mam mieszane uczucia po zakończeniu lektury. Z jednej strony fabuła była dość ciekawa i nawet wciągająca, choć pewne elementy były albo niedopracowane, albo tak mało wiarygodne, że miało się ochotę rwać włosy z głowy. Z drugiej jednak strony mam dużo zastrzeżeń, ale nie wiem za bardzo wobec kogo je kierować. Nie mam bladego pojęcia czy zawiodła osoba odpowiedzialna za tłumaczenie, która spłyciła dialogi, charakter postaci, redaktor, czy sam Autor jednak nie posiada aż takich umiejętności, by czytelnika do siebie przekonać i zaangażować w fabułę. W wielu miejscach aż oczy bolały od niewłaściwego szyku zdań, literówek, interpunkcji i licznych zbędnych powtórzeń. Miejscami tekst do tego stopnia był drętwy i niedokładny, że miałam wrażenie, że pisał to licealista na przymusową pracę zaliczeniową.
Książka miała spory potencjał, bo fabuła była ciekawa: akcja dziejąca się w środowisku uniwersyteckim, morderca inspirujący się twórczością mistrza grozy Stephena Kinga, uczucie niepokoju, którego jednak autor nie umiał utrzymać na równym poziomie, a wspomniane wyżej niedociągnięcia wybijały z rytmu.
Podsumowując, jest to w miarę przyzwoity kryminał i jeśli ktoś w danym momencie pragnie zasiąść do lektury, która jest z tych mocniejszych, ale jednocześnie nie chce być zbytnio zaangażowany w akcję, bo szuka tylko odrobiny relaksu, to Klub Miłośników Kryminałów będzie dobrym wyborem. Uważam, że dla samego zakończenia warto przymknąć oko na mankamenty, bo było zaskakujące.
Myślę jednak, że zatwardziali wielbiciele thrillerów i mocnych wrażeń raczej nie będą w pełni ukontentowani.
Recenzja powstała przy współpracy z Redakcją Sztukater