Niestety to już było ostatnie moje spotkanie z bohaterami podróży w czasie. Jako,że bardzo polubiłam tę trylogię przedłużałam samą chwilę zabrania się za czytanie, a później jej zakończenie. Czy ta ostatnia część była taka jak oczekiwałam? Po części tak, ale mam pewien niedosyt...
Autorka rozpoczyna trzeci tom od momentu gdy Gwendolyn rozpacza z powodu Gideona, okrutna prawda i jej świadomość nie pozostawia złudzeń w młodym i bardzo wrażliwym sercu dziewczyny. Na szczęście ma przy swoim boku przyjaciółkę oraz wspomnianego przeze mnie w poprzedniej recenzji Xemeriusa - demona. Między czasie Gideon zastanawia się co zrobić z informacjami jakie otrzymał od Paula, próbuje porozumieć się z Gwen. Jednak jak to u młodych bywa, nie mogą się ze sobą dogadać. Nie brakuje przytyków ze strony Charlotty, dziewczyna przy każdej możliwej okazji wytyka kuzynce jej braki w wiedzy na temat zachowania na przełomie różnych epok, bądź nawet sztuki walki, które ta opanowała do perfekcji.
Tymczasem Gwen odbywa kolejną elpasje, gdzie kolejny raz spotyka się ze swoim dziadkiem. Dowiaduje się,że w domu jest skrytka gdzie wiele lat temu schował dla swej wnuczki skrzynkę, co się w niej znajduje niestety nie wiedzą. Ku zdziwieniu wszystkich a także i moim pomoc nadchodzi w postaci pana Bernharda. Dzięki niemu wydostaną skrzynię ze ściany, wnętrze będzie zawierało niespodziewany cenny nabytek...
Oczywiście nie obędzie się bez problemów, bo wnikliwa kuzyneczka zwęszy podstęp i zacznie swoje własne dochodzenie względem tajemniczej skrzyni, a raczej tego co zostało w niej ukryte.
Młodych czeka ważne wydarzenie, mianowicie ich kolejna wspólna podróż będzie dotyczyła balu, nikt nie powiedział,że będzie łatwo. Zwłaszcza kiedy nie potrafi się tańczyć menueta. Na szczęście optymizm madame Rossini był zaraźliwy dzięki czemu napięcie opuszczało naszą główną bohaterkę, do chwili aż pojawili się na sali balowej...
Gwendolyn nie było łatwo, dowiedziawszy się prawdy, o której do tej pory nie dość,że nie miała pojęcia, ale w dodatku nigdy by się nie domyśliła. Nie powiem sama się zdziwiłam i tutaj plus dla autorki za takie poprowadzenie wątku z przeszłości.
Mogłabym pisać i pisać na temat fabuły, jednak myślę,że lepiej samemu zapoznać z treścią, bo na tym etapie to chyba grzechem by było zrezygnować z zakończenia trylogii.
Nie mogłam się doczekać zieleni, zwłaszcza po tak otwartym zakończeniu szafiru. Spodziewałam się fajerwerków, a co otrzymałam? Za chwilę postaram się wszystkim opisać jak odebrałam ostatni tom.
Troszkę na temat bohaterów, moje zdanie odnośnie Gwen nie zmieniło się, dalej był taka jakaś nijaka, Gideon jak to Gideon. Prym wiedli według mnie oczywiście Leslie i Xemerius, ten powinien być na pierwszym miejscu, ale jako,że kultura musi być zachowana kobiety przodem idą. Demonek dawał popalić, jego komentarze do danej sytuacji były genialne, nie wiem co bym zrobiła gdyby ich zabrakło. Leslie można by powiedzieć miała więcej rozumu od Gwen, ogarniała temat niebywale szybko, mimo ubogich informacji, którymi dysponowała potrafiła wyciągnąć odpowiednie wnioski, a Gwen ze swym sercem z marcepanu miała wyłączone myślenie, a szkoda. Jeszcze madame Rossini, ją pokochałam miłością szczerą, ileż bym dała żeby być w "posiadaniu" takiej znajomej.
Czytałam książkę bardzo, bardzo wolno, nie chciałam zbyt szybko żegnać z przygodami oraz bohaterami, jednak nie wiem, ale czegoś mi zabrakło, niby było zaskoczenie gdy Gwen odkryła pierwszą tajemnicę i to w dość nieoczekiwanej chwili, kolejna dotycząca hrabiego, tym to już całkiem byłam zdziwiona bo ani przez chwilę nie pomyślałam o takiej ewentualności. Mimo wszystko czuję niedosyt. Zakończenie mnie nie wprawiło ani w osłupienie, ani w wzruszenie. Ot książka wraz serią się zakończyła. Więcej nie będzie. Odczułam nie tyle rozczarowanie co smutek, że tak oto w ten brutalny sposób zostałam pozbawiona tego wszystkiego co mogło się dziać a nie wydarzyło. Nie jest tak,że Zieleń szmaragdu nie spodobała mi się, bo było wiele ciekawych wątków, nie jeden raz śmiałam się z wyczynów kilku osób, może moje odczucia są takie bo to już koniec, a jak to bywa nikt nie lubi rozstawać się z tym do czego się przywiązał...
Książkę nie muszę polecać po prostu trzeba przeczytać i koniec.