Pod koniec powieści ,,Waverley'' Walter Scott przyrównał jej fabułę do kamienia, który spada z góry: ,,najpierw sunie on powoli, okrążając najmniejszą przeszkodę, w miarę jednak nabierania rozpędu i przybliżania się do końca swej wędrówki poczyna pędzić w dół w wielkich susach, przeskakując rowy i płoty niby jeździec na polowaniu i osiągając szczyt szybkości na chwilę przed przejściem w wiekuisty stan spoczynku'', napisał. ,,Takim samym torem biegnie opowiadanie w rodzaju tego, które obecnie czytacie.''
I to jest prawda.
Piękne wydanie w twardej oprawie, którego ilustracje pochodzą z oryginalnych miedziorytów książki z roku 1902, jest wydaniem jednotomowym. Jakość papieru nie jest najlepsza, nie jest też najgorsza - tekst przebija przez kartki w nieznacznym stopniu co może irytować (mnie irytowało), ale nie jest to widoczne na tyle, by sprawiać wyraźne trudności podczas czytania, co zdarza się w przypadku wydań ukazujących się na szczególnie marnym papierze.
Na końcu książki znajdziemy równo trzydzieści stron przypisów i ich stworzenie było całkiem rozsądnym pomysłem. W końcu nie wszyscy są na tyle obeznani z literaturą tamtych czasów, żeby w lot łapać o co chodziło z ulicą Bond Street (która prędzej skojarzy się nam z Jamesem Bondem, niż z magazynami garderoby) albo kim jest par. Inna sprawa, że ja osobiście wolę przypisy znajdujące się bezpośrednio pod tekstem, bo do tych znajdujących się na końcu książki rzadko zaglądam, jeśli w ogóle. Nie jest to jednak niepodważalny minus wydania, ale coś w zupełności zależnego od gustu danego czytelnika.
Akcja powieści koncentruje się dookoła postaci Edwarda Waverleya - młodzieńca, którego nie udało mi się polubić, a to dlatego, że wydawał mi się dość nijaki i w większej mierze pozbawiony charakteru. Młody Waverley był takim piórkiem na wietrze - gdzie zawiało, tam poleciał. I choć rozumiem zamysł autora, to jednak z przykrością muszę stwierdzić, że historia nie porwała mnie jakoś specjalnie między innymi właśnie ze względu na charakter Edwarda.
Drugą sprawą był sposób prowadzenia narracji. I nie zrozumcie mnie źle - sięgając po książkę Waltera Scotta liczyłam się z tym, że będzie to klasyka, napisana w taki, a nie inny sposób, z powolnie rozwijającą się fabułą i mnóstwem opisów, że nie będzie tam wartkiej akcji, gwałtownych i zaskakujących wydarzeń, słowem: że książka ta nie będzie współczesna. Liczyłam się z tym, powtarzam, i byłam na to przygotowana. Co więcej, miałam ochotę przeczytać właśnie coś takiego.
Tymczasem otrzymałam pięć pierwszych rozdziałów tak arcynudnych i niepotrzebnych (z czego sam autor zdawał sobie sprawę, ale postanowił je raczej zostawić, niż przeredagować. Można i tak), że aż groza mnie opadła. ,,Nie zmogę'', pomyślałam, ,,wstyd będzie straszny''. Spieszę jednak donieść, że jeśli dotrwacie do czterdziestej dziewiątej strony, to później jest lepiej.
Ale naprawdę dobrze zaczyna się czytać dopiero od drugiego tomu. Dlatego, że wreszcie coś zaczyna się dziać. Wybucha powstanie, szkockie klany jednoczą się na chwilę pod sztandarem Kawalera i rozpoczynają bitwę w imieniu dynastii Stuartów. A młody Waverley wraz z nimi, choć wciąż bardziej z przypadku, niż z czystego przekonania.
Jeśli chodzi o wątek miłosny, bo i taki znajdziemy w tej książce, to fanki staromodnych romansów (jak ja) zawiodą się srodze i niewypowiedzianie. Bo, po pierwsze, już od początku wiemy która kobieta zostanie ostateczną wybranką serca młodego Edwarda i będzie dzielić z nim łoże, a po drugie, w romansie tym uczucia i pikanterii jest tyle, co w ściereczce leżącej na blacie w kuchni.
Dlaczego więc ocena dobra, a nie przeciętna? Ano, ze względu na język, ze względu na opisy i ze względu na swojskie postacie szkockich górali. I przede wszystkim ze względu na hardego Vich Ian Vochra, którego brawura w obliczu śmierci zachwyciła mą romantyczną duszę.
To książka dla czytelnika wytrwałego, który wie, co chce czytać i ma na to nastrój. Nie zalecałabym sięgania po ,,Waverleya'' ot tak sobie, z nudów. W przeciwnym wypadku możecie się na tej książce mocno zawieść.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl