Książki dla każdego z nas - czytelników są bramą do nowych światów, obietnicą przygody i nowych przeżyć. A co jeśli byłyby także śmiertelnym niebezpieczeństwem? Co jeśli uszkodzenie książki wiązałoby się z utratą życia? Czy czcili byśmy je, czy jednak zamykali w czymś na kształt więzienia?
Jeśli trudno wam sobie wyobrazić sytuację, gdy źle potraktowana książka zamienia się w potwora proponuję przeniesienie się do świata Elizabeth, dla niej obcowanie z każdym egzemplarzem grymuaru to jednocześnie zaszczyt, ekscytacja ale i śmiertelne niebezpieczeństwo.
Biorąc do rąk “Magię cierni” nastawcie się na opowieść przesyconą rzeczoną magią, zaklęciami, czarami, magicznymi sztuczkami z granicy iluzji, ale też magią klimatu. Miejsce akcji to też nie lada gratka. Rogerson przenosi nas do miasta podobnego do XIX wiecznego Londynu, gdzie paranormalność jest czymś normalnym i codziennym. Czarownicy żyją wśród cywilów, wyróżniają ich tylko umiejętności i pewne nietypowe towarzystwo...
“Magia cierni” to też powieść wymykająca się ramom gatunków. Jest do niej trochę z romansu historycznego, trochę z mojego ukochanego Urban Fantasy (choć tego gatunku trzeba się doszukać ;)), trochę ze steampunku a to wszystko okraszone jeszcze sporą dawką przygody.
Patrząc na okładkę i blurba pewnie niejeden z Was pomyśli, że to młodzieżówka. Owszem, nie ukrywam. 17-18 lat to nie jest wiek zbyt dorosły, chyba że… Bohaterom przychodzi żyć w trudnych czasach, wymagających odpowiedzialności i myślenia. A na dodatek są oni tak przyjaznymi, prawdziwymi i normalnymi rozsądnie postępującymi młodymi ludźmi, że im się wierzy. Chce się czytać. I co z tego, że chwilami porywczy i kierujący się sercem mocniej niż rozumiem? Ja ich pokochałam szybko. Wręcz… Natychmiast ;)
Elizabeth jak na swoje siedemnaście lat jest wyjątkowo odważna i odpowiedzialna. Może trochę dzika i nieokiełznana ale jednocześnie pełna mocy i rozumu. Nataniel natomiast to jest trochę typ bohatera tragicznego. Choć nie dajcie się zmylić temu stwierdzeniu, ma w sobie pewien dramatyzm, ale nie jest pozbawiony też ironii, sarkazmu, lekkości humoru i zadziornego sznytu.
Gdy ta dwójka pojawia się na kartach książki razem idą iskry, chemia między nimi buzuje. Nie jest to tylko napięcie romantyczne czy przyciąganie sensualne, ale także początkowa niechęć i różnica charakterów. A może ich kompletne podobieństwo? ;) Zmuszeni do współpracy zabierają się do niej niechętnie, choć skutecznie i gdy są razem nic nie może ich powstrzymać. Tyle, że dla mnie gwiazdą tej książki, poza tą dwójką, jest Silas. Pewien demoniczny sługa o bardzo nieoczywistym charakterze. Złodobry, wiecie że to lubię.
Czytając “Magię cierni” nie sposób się nudzić. W tej książce non-stop się dzieje. A na dodatek… Jak się nudzić spotykając masę grymuarów - ksiąg mających swoje przywary i charaktery, zupełnie jak ludzie. Są drapieżne książki, są takie z humorami albo przyjazne, taki które łaszą się do czytelnika jak kot albo prychające z oburzenia, że masz zbyt szorstkie ręce. I co najważniejsze, są też książki potężniejsze od ludzi, takie których należy sie bać, bo obedrą Cię ze skóry, by dodać ją do swojej kolekcji.
A akcja… nie zwalnia ani na moment. Wydarzenie goni wydarzenie, zagrożenie czai się za rogiem, żeby zza niego wypaść i pokrzyżować plany Elizabeth. Czytelnikowi towarzyszy nieustanny strach o bohaterów, strach o ich życie, o powodzenie misji, którą sobie wyznaczyli. Trzymałam za nich kciuki bardzo mocno, a w kilku momentach nawet zwątpiłam czy to wszystko się uda...
Jednocześnie byłam ciekawa czy uda im się w wykonać zadanie, a z drugiej tak bardzo nie chciałam kończyć książki, by się tego dowiedzieć, bo ten świat porywa.
“Magia cierni” Margaret Rogerson to książka która pochłania czytelnika na długie godziny, książka od której nie sposób się oderwać. Magiczna nie tylko w treści, ale i w słowach i przekazie. To historia warta uwagi każdego czytelnika, który lubi dużą dawkę magii. Wszelakiej.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe, za możliwość przeczytania tej pozycji.