Do momentu w którym nie sięgnęłam po ,,Kuklany las'' nie wiedziałam, że można napisać tani horror klasy Z. Albo inaczej: byłam świadoma tego, że takie książki gdzieś tam się zdarzają, ale byłam przekonana, że zazwyczaj są jak ,,Sharknado'' czy ,,The Rubber'' - samoświadome. Nie udają czegoś, czym nie są, czyli nie próbują przekonać widza, że są ambitnym filmem, przerażającym horrorem, że ich psychologiczna głębia jest równa ,,Melancholii'' von Triera. Nie, my już od początku wiemy, że mamy do czynienia z filmem o posiadającej parapsychiczne zdolności oponie o imieniu Robert albo o tornadzie składającym się z rekinów.
Tymczasem ,,Kuklany las'' udaje, że jest czymś, czym nie jest - że jest ,,baśniową opowieścią, która oplątuje czytelnika grozą'' (acha) i że to ,,bardzo obiecujący głos, który pojawił się na polskiej scenie literackiej''.
Cóż. Powiem tak, jeśli głos Anny Musiałowicz jest ,,obiecujący'' to z naszą sceną literacką jest bardzo, bardzo słabo.
Styl czyli czy leci z nami redaktor? korektor? ktokolwiek? Każdy, kto choć raz w życiu pomyślał o napisaniu książki, wie, że istnieje funkcja zaufanego czytelnika albo beta testera książki. To ktoś, kto poklepie nas po ramieniu i pochwali z powodu świetnego plot twistu lub wyjątkowo udanego rozwiązania fabularnego, ale też ktoś, kto bez litości wytknie nam błędy i głupie lub bezsensowne zdania, które w ferworze literackiego natchnienia uznaliśmy za godne uwiecznienia na papierze.
Po przeczytaniu ,,Kuklanego lasu'' jestem pewna, że autorka takiego czytelnika nie miała. A jeśli miała, to powinna go zmienić. Natychmiast. Bo ktoś, kto uznaje zdania w rodzaju:
Słońce przebijało się przez liście, dając złudzenie ognia (...)
Neonowa kurteczka odbijała się od barw jesieni, rażąc wzrok. [Wzrok. Może jeszcze światło razi wzrok, a nie oczy.]
Teraz jednak jego uwagę przyciągała tylko chatynka wbita pomiędzy kłujące nowością w oczy budynki. [Ta konstrukcja zdania!]
zwyczajnie kłamie. Albo się nie zna. Albo boi się powiedzieć autorce, że coś trzeba by tu poprawić.
Ale zostawmy może biednych beta testerów, wszak nie oni są odpowiedzialni za korektę tekstu. I przyznam, że nie wiem, kto korektę ,,Kuklanego lasu'' robił, bo nie zwróciłam na to zbyt wielkiej uwagi, ale wiem, że całość musiał przeglądać po łebkach, skoro puszczono do druku takie potworki:
wizg zużytych hamulców jak wiertarka prześwidrował bębenki, docierając do wnętrza sparaliżowanego mózgu
Znikniesz raz na zawsze - powiedział na głos, a ostrze, wbijające mu się w serce na myśl o tej, co nosiła błękitną bluzkę, wyrwało się nienawiścią, by uderzyć tę, która była przyczyną bólu. [To brzmi jak coś, co mógł napisać
Jury Camel...]
Paweł mknął niby z wiatrem po schodach, a pęd rozsypał w pył jego dotychczasowe życie.
Pomyślała o matce, do której śmierć właśnie się zbliżyła, tak jak mężczyzna przysunął ją do siebie.I do tego jeszcze jedna z bohaterek wyłącza KUCHENKĘ zamiast palnika (dość radykalne rozwiązanie, ale co kto lubi), ćmy WPLĄTUJĄ się w leśne gałęzie, ślina PRZYNOSI do ust smak chleba, a szklanki rozpadają się na miliony KRYSZTAŁKÓW.
Więc może chociaż fabuła?... Fabuła też nie była dobra, chociaż tego zapewne się już domyślacie. Wszystko zaczyna się w momencie w którym ojciec i syn postanawiają się wybrać na wspólną wędrówkę po lesie. Las jednak nie jest tym czym się wydaje - spokojnym, pełnym jesiennych liści miejscem w którym można bawić się w rycerzy i potwory, ale nawiedzonym i strasznym miejscem którym rządzi nie do końca umarła starowinka zafiksowana na swojej ukochanej córeczce, którą kiedyś cygański koń kopnął w głowę (a potem stratował, bo to właśnie to, co zazwyczaj robią konie) i która teraz nie jest normalna, to znaczy jest niepełnosprawna psychicznie, ale oczywiście nie za bardzo, bo w sumie poza tym, że Natalka jest cały czas szczęśliwa, to nie widać żeby była jakoś poważnie niedorozwinięta.
No ale.
Wspomniana starowinka nie jest miłą uśmiechniętą babcią piekącą ciasteczka, ale zżeraną przez nienawiść zasuszoną wiedźmą, która uparła się, żeby dać swojej córce faceta i dziecko. I w tym celu wykorzystuje swoje nadnaturalne zdolności, gałgankowe kukiełki i las.
I tragedia gotowa. Tylko ubrana w zużyte sreberko matczynej miłości, która pokonuje śmierć i dokonuje niemożliwego. Bla, bla, bla. To wszystko już było, tylko zostało rozpisane lepiej.
Czy ,,Kuklany las'' warto przeczytać? Nie.
Czy ,,Kuklany las'' jest baśniowy i pełen grozy? Też nie.
Czy w takim razie ,,Kuklany las'' będzie chociaż dobrym czytadłem tramwajowym? Nie. Chyba, że lubicie publicznie ciężko wzdychać i przewracać oczami z powodu irytacji.
Poza tym, gdyby ktoś dawał mi złotówkę za każdym razem, kiedy autorka uderzała w żałośnie podniosły i patetyczny ton w opisach staruszki i jej życia rodzinnego, to starczyłoby mi teraz na kupno całkiem niezłej, nowej książki w twardej oprawie.