Po odłożeniu pierwszego tomu sagi zastanawiałam się czy nie można byłoby poprzestać na jednej części i nie rozwlekać historii Belli i Edwarda aż na cztery, pokaźne tomy? O czym można było jeszcze napisać? Przecież uczucia Kopciuszka i Księcia ustabilizowały się – jest im razem bajecznie. On kocha ją, ona jego, więc, po co to wszystko roztrząsać? Widocznie było, po co.
Stephenie Meyer nie wykazała się dość pokaźną wyobraźnią tworząc banalną historię, której główną bohaterką stała się dziewczyna irytująco naiwna. Osiemnastoletnia Bella Swan jest bez pamięci zakochana, oczywiście ze wzajemnością, w idealnym aż do bólu Edwardzie. Miłość kwitnie, życie staje się bajką i bajką by było gdyby piękny wampir nie doszedł do wniosku, że naraża swoją ukochaną na niebezpieczeństwo i zwyczajnie, bez skrupułów, nie czuły na łzy i błagania zostawia ją samej sobie.
Bella oczywiście wpada w rozpacz, z której pomaga jej wyjść przyjaciel z dzieciństwa – Indianin, Jacob Black. W tle pojawia się wilkołak, uroczy wrogowie oraz wielki come back Edwarda – historia na kilka stron, no może kilkanaście, ale autorka rozwlekła ją na prawie pięćset, co może człowieka nerwowo wykończyć.
Fabuła jest do bólu przewidywalna, a główna bohaterka irytująco sentymentalna. Nie, nie lubię dziewczyny i nie wiem czy da się ją polubić. Wiecznie się czegoś boi, rozstanie z ukochanym przedstawia jako stan iście agonalny (brak płuc?), snuje się w oparach depresji i te jej kompleksy.
Czy Bella jest ''ludzka''?
Nie, nie jest. To niemożliwe żeby na świecie byli ludzie tak bardzo pokrzywdzeni los. Jakby się gdzieś po drodze udusiła z powodu ‘braku płuc’ książka na pewno by zyskała.
Czy ona kocha Edwarda czy jego urodę?
Panienka Swan ogranicza się tylko do zachwytów nad jego pięknem, a potem rozpacza nad stratą ukochanego – gdzie ta miłość aż po grób?
Inni bohaterowie?
Wampiry to idealnie piękne istoty pełne gracji i wdzięku. Wilkołaki przemieniają się prawie na zawołanie: wystarczy delikwenta zdenerwować, on się potelepie przez chwilkę i nagle puf! Mamy wilka. Słodkie.
Język powieści jest trochę pretensjonalny. Bella rozbija się na tysiące kawałków, wspomnienie imienia lubego doprowadza ją do realnego bólu i rozdzierania ‘wirtualnej rany’ (bardziej pasowałoby określenie fantomowa, ale się nie wtrącam), w głównej bohaterce, która jest totalnie nie do życia kocha się dwóch mega przystojnych chłopaków, a ona? Ona kocha sobie Edwarda, a raczej jego urodę i pozwala obejmować się, chodzić za rękę i przesiadywać na kolanach uroczo niewinnego Jacoba.
Jakieś plusy?
Wprowadzenie w opowieść wątku z młodym Blackiem nieco podratowała tę część sagi – dobrze, że nie był tak idealny jak Edward. Za dużo ideałów na jedną książę. Można się nabawić kompleksów.
Mimo zredukowanej ilości lukru i słodyczy książka nie bardzo mnie zachwyciła, a ostatnie sto stron doprowadziło do płaczu i błagania typu Skończ to! Ile można o tym i tym samym?!
Po ''Zaćmienie'' sięgnę zdecydowanie później – muszę odpocząć od irytujących, naiwnych i piszczących ze strachu panienek, słodkiej miłości i idealnych wampirów.