Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki „Latarnicy” od Emmy Stonex. Jeśli chodzi o powody sięgnięcia po tę powieść są to:
okładka - jest cudowna, czuć od niej pewien mrok i do tej pory nie potrafię się na nią napatrzeć, te złote drobinki nadały pazura całej melancholii okładki,
opis - który też zapowiada historię z dreszczykiem, od którego nie będę w stanie się oderwać.
Co dostaniecie sięgając po ten tytuł? Nie zabraknie tutaj fragmentów o latarniku, latarni morskiej, niewyjaśnionej tajemnicy sprzed lat i masę sekretów, które przez kilkanaście lat nie ujrzały światła dziennego.
Mamy rok 1972. Trzech mężczyzn znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Drzwi od latarni były zamknięte od środka. Wszystkie zegary zatrzymały się o tej samej godzinie. W środku budowli znajduje się dziennik, w którym jest opis burzy, która w tym czasie nie mogła się wydarzyć. Na miejscu „zbrodni” brakuje śladów krwi, czy ciał. Co się stało z mężczyznami? Przecież nie mogli od tak rozpłynąć się w powietrzu. Mimo upłynięcia dwudziestu lat, nikt nie wie co tak naprawdę miało miejsce w latarni. Pewnego dnia z wdowami kontaktuje się dziennikarz, który chce rozwiązać tą nierozwiązaną sprawę. Czy czytelnik dowie się co się stało z latarnikami? Czy wdowy ukrywają jakiś sekret, który wpłynie na śledztwo? Co tak naprawdę wydarzyło się w 1972 roku w Korwali?
Przygoda z tym dziełem uświadomiła mi jak trudna i samotna jest praca latarnika. Bardzo zaskoczył mnie fakt, że książka ta oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, co sprawiło, że podczas czytania miałam ciarki na plecach. Autorka zainspirowała się zaginięciem latarników z 1900 roku i muszę jak najszybciej poznać tą drugą historię by porównać ją z fabułą książki.
Jeśli chodzi o pióro autorki, to jest ono zupełnie inne od tych, które miałam okazję czytać. Kiedy inni autorzy kryminałów wplątują na siłę dużą ilość akcji, to Pani Emma bawiła się słowem i akcja działa się powoli, przez co czytelnik mógł delektować się całą historią. Na początku możecie mieć problem z czytaniem tej lektury, ale uwieźcie mi warto jest przebrnąć przez ten początek by dojść do wisienki na torcie, którą jest rozwiązanie tajemnicy z 1972 roku. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to dodałabym w tej książce więcej dramatu psychologicznego. Sądzę, że nadałby on większego pazura całej historii.
Jeśli chodzi o czas tej powieści, to czytelnik poznaje losy bohaterów z 1972 oraz 1992 roku. Dzięki temu zabiegowi poznajemy losy latarników nie tylko z słów ich żon, ale i z czasu sprzed tragedii. Cała lektura zmusi Was do pomyślenia nad słowem nadzieja, która jak wiemy nigdy nie gaśnie i zawsze trzeba wierzyć w lepsze jutro, a nie cały czas zakładać czarny scenariusz. Dzięki zabiegowi zmiany czasu mogłam poznać lepiej bohaterów oraz zobaczyć co takiego skrywają w swoich głowach, a uwierzcie mi skrywają tam dużo sekretów i myśli.
Czy książkę polecam? „Latarnicy” to świetna powieść na długie, jesienne wieczory, przez swój powolny bieg wydarzeń. Dlatego szybko zakupujcie tę książkę, bo zaraz zima i cały czar tej książki pęknie jak bańka mydlana. Jeśli lubicie książki oparte na faktach i pełne tajemnic, to śmiało możecie po to sięgnąć.