Stephen King jest jednym z najbardziej popularnych pisarzy świata. Nakład jego książek przekroczył 350 milionów egzemplarzy. Niewątpliwie zasłużył sobie na ten sukces, bo przy lekturze jego powieści bardzo miło spędzam czas, co nie znaczy oczywiście, że nie widzę w nich minusów. Dzisiaj przyjrzymy się książce, która przyniosła mu największy rozgłos. Zapraszam do koszmaru, w hotelu Panorama…
Jack Torrence jest pisarzem, który ma wielki problemy zarówno z pisaniem, jak i z własną osobą. Napiętnowało go dzieciństwo, u boku ojca alkoholika, bijącego swoją żonę i dzieci. Wyrósł na zawadiakę, z problemami w nauce, ale mimo wszystko odnalazł drogę w życiu, zajął się nauką o języku oraz pisaniem. Dostał nawet pracę w szkolę, ożenił się z Wendy i urodził im się synek, Danny. Ta sielanka nie mogła trwać długo, Jack poszedł w ślady swojego ojca, popadł w alkoholizm, złamał dziecku rękę. Wyrzucono go też z pracy.
Jak to w życiu bywa zawsze w końcu wszystko musi się jakoś ułożył. Jack otrzymuje posady nadzorcy w sezonie zimowym, w hotelu Panorama. Jedzie tam wraz z rodziną, jak co roku hotel położony wysoko w górach, zostaje odcięty od reszty świata. Trójka bohaterów pozostaje w izolacji, ale… Nie wiedzą, że nie są w hotelu sami. Głosy znikąd i przemykające korytarzami cienie, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Jacka ogarnia coraz większe szaleństwo, a tylko Danny może dostrzec co dzieje się w hotelu Panorama…
Sam opis fabuły wystarcza, by mieć ochotę czym prędzej zapoznać się z powieścią Kinga. Rozsiadamy się więc w fotelu, zaczynamy czytać. Książka wciąga, a autor jak zawsze popisuje się swoim nienagannym niemalże warsztatem. Wsiąkamy coraz bardziej w tajemniczą atmosferę, otaczającą hotel Panorama, obserwujemy nieprawdopodobne zjawiska. W budynku zagnieździło się zło z przeszłości, które nie zamierza odpuścić trójce odciętych od świata bohaterów. Nie mają kogo poprosić o pomoc, podczas gdy wydarzenia obierają coraz bardziej dramatyczny obrót.
Doskonale zarysowani bohaterowie, to jeden z plusów „Lśnienia”, zwłaszcza postać Jacka Torrence’a. Z początku po prostu człowiek, o bolesnej przeszłości, zmienia się nie do poznania, pod wpływem sił, rządzących hotelem. To on staje się narzędziem w ich rękach, wzbudzając w swojej rodzinie coraz większy strach.
Było oczywiście coś, co mnie nieco rozczarowało. Powieść nie przeraziła mnie specjalnie. To prawda, że po plecach przechodzi dreszcz, w trakcie czytania, ale o wiele silniejsze wrażenia zafundowała mi chociażby „Ręka Mistrza”. W morzu plusów, nie jest to jednak aż tak wielki mankament. Czytałam tę powieść niemalże za jednym zamachem, kiedy tylko miałam czas, żeby do niej przysiąść. Ciągle zastanawiałam się, jaki koniec będzie miała ta historia. Czy Jack się opamięta? Czy Danny’emu stanie się krzywda? Czy ktoś ocali ich od wiecznego spoczynku, w ścianach Panoramy?
W tym miejscu warto także wspomnieć co zainspirowało Stephena Kinga do napisania tej książki. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale… Panorama istnieje naprawdę. Znajduje się w Colorado, na terenie Parku Estes i nazywa się hotel Stanley. Pisarz spędził tam kiedyś kilka nocy, a to co przeżył w budynku stało się jego inspiracją. Otóż, w hotelu rzeczywiście dzieją się rzeczy niewytłumaczalne.
Głosy dzieci, chociaż nie ma ich w budynku, szuranie mebli z wyższego piętra, gdy znajdujemy się już na ostatnim, drzwi otwierające się same i wiele innych zjawisk. Pojechała tam nawet ekipa The Atlantic Paranormal Society. Udało im się uwiecznić na kamerach i dyktafonach, kilka wspomnianych przeze mnie rzeczy.
„Lśnienie” nie jest wychwalane pod niebiosa bez powodu, bo to naprawdę świetna powieść. Nie jest może przerażająca w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale odsłaniała cały mrok, kryjący się w ludzkiej duszy. Chociażby dlatego, warto się z nią zapoznać.