Carlos Ruiz Zafon jest pisarzem znanym głównie za sprawą "Cienia wiatru", który uchodzi za jego najlepszą powieść. Tej książki jednak nie czytałam, ponieważ nie chce patrzeć na pozostałe dzieła tego autora poprzez jej pryzmat. Na pierwszy ogień poszła "Marina", która chwyciła mnie za serce. W następnej kolejności postanowiłam przeczytać trzy książki, które Zafon napisał z myślą o młodzieży, o których krążą dość mierne opinie. Zawsze jednak warto przekonać się na własnej skórze. Jak ja odebrałam "Światła Września"? O tym za chwilę, najpierw musimy dowiedzieć się "z czym to się je".
„W prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje...”
Mamy Paryż, roku 1936. Armand Sauvelle po półrocznych zmaganiach z chorobą, zgasł w jednym z miejskich szpitali, pozostawiając po sobie żonę, dwójkę dzieci, cudowne wspomnienia związane ze swoją osobą oraz... rozliczne długi. Simone, pozbawiona środków do życia, musi żyć kątem u sklepikarza Henriego Leconte'a, wraz Irene i Dorianem, a przecież nie można tak wiecznie. Na szczęście poza dachem nad głową życzliwy sklepikarz wkrótce zaproponował wdowie coś jeszcze.
Otóż w leżącym na wybrzeżu miasteczku Błękitna Zatoka, ktoś poszukiwał ochmistrzyni, która zarządzałaby jego rezydencją. A był to Lazarus Jann, dawny fabrykant zabawek, jak i dość zamożny osobnik, wciąż zajmujący się wynalazkami. Tym sposobem cała trójka zamieszkuje w Błękitnej Zatoce, gdzie nie wszystko jest tak, jak być powinno. Hordy mechanicznych zabawek, zapełniających rezydencję, sprawiają dość upiorne wrażenie. Nocą zdają się być wręcz żywe. Las dookoła nie poprawia sytuacji. Coś czai się, jakby czekając na odpowiedni moment, podczas gdy rodzina zadomawia się w okolicy. Irene zdąża nawet zapoznać się bliżej z Ismaelem, starszym od niej o kilka lat, gdy w tym spokojnym miasteczku ktoś zostaje zamordowany... Kto jest mordercą? Człowiek, a może coś innego? Czym są tajemnicze światła września? Jaką tajemnicę skrywa Lazarus i co naprawdę spotkało jego żonę?
„Na szczęście nauczyłem się czytać. Ta umiejętność była dla mnie prawdziwym wybawieniem, od tej pory moimi przyjaciółmi stały się książki".
Powiem wprost: książka do wybitnych nie należy. To jedna z tych pozycji, o których ciężko napisać coś więcej, ponieważ nie są złe, ani dobre, lecz przeciętne. Czyta się bardzo, praktycznie nie robiąc pauz. Pomysł na fabułę autor miał bardzo ciekawy i dość oryginalny, ale zbyt mało włożył w postaci. Są po prostu płaskie, z rzadka wzbudzają w czytelniku jakieś emocje. W mojej opinii są niedopracowane. Jedyna postać, która wyróżnia się na tym tle to Lazurus, a zwłaszcza jego historia, bo to de facto wokół niej kręci się akcja. Ta z kolei pędzi na przód, nie pozostawiając miejsca na nudę, co z resztą nie dziwi szczególnie, zważywszy na objętość powieści.
„Niektórzy ludzie, podobnie jak niektóre zabawki, przychodzą na świat ze skazą. W pewnym stopniu jesteśmy podobni do zepsutych zabawek."
Jednym z elementów, niejako ratujących "Światła września" jest styl pisarki pana Zafona. Pisze wspaniale, to trzeba mu oddać. Piękne opisy, bogate słownictwo i nienaganny język. Ten człowiek ma dar. Nawet jeżeli ta książka nie jest kandydatką na dzieło literatury światowej, bardzo miło się ją czyta, chociażby ze względu na sam kunszt autora. W tym jak pisze jest jakaś magia, mimo wszystko.
„Samotność tworzy dziwne labirynty.”
Historia przedstawiona w tej powieści pomimo niedopracowanych postaci, warta jest uwagi i nie żałuje, że ją przeczytałam. W końcu czasem potrzeba też przeczytać coś lżejszego, co nie zajmie naszej uwagi na zbyt długo i "Światła września" w tej roli spełniają się doskonale, choć nie taki był zamysł Zafona. Przeczytanie to kwestia kilku godzin i myślę, że nie zaszkodzi ich na to przeznaczyć. A nóż jednak coś w nas z tej lektury pozostanie i kiedyś w myślach powrócimy do fabryki zabawek Lazarusa Janna...