ROBERT JORDAN „Wschodzący cień”
Nie ma mnie dla nikogo - zapowiedziałam już na wstępie przy zaledwie pierwszej stronie. Jestem dla książki. Dla tego magicznego świata, zaskakującego wręcz swoją plastyką, w jaki zabiera mnie autor Jordan Robert.
Kolory. Barwy z największej palety świata o mieniącej się strukturze. I szczegóły każdych miejsc, strojów, krajobrazu. To, co stworzył Jordan przypomina najlepiej namalowany obraz mistrza pędzla. Tak, pędzla, ale i pióra, bo jego lekkość i wyobraźnia w połączeniu z powyższym dała niebanalny efekt – sagę, dosłownie sagę wielu pokoleń, wielu wojen i śmierci. Sagę, która mieni się i krwią i lasami i Smoczą Górą, której cień...
Do tego plastyczność. Drobiazgowość. Świat, w którym przebywam podczas przerzucania w amoku stron, został stworzony od punktu do punktu. Jest wprost idealny. Bajeczny. Czujesz się jak w tętniącym wymiarze czegoś innego, czegoś, czego nie potrafisz ująć w słowa, bo te nie wyrażą tego, co czujesz i co widzisz. I tego, co sobie wyobrażasz. Koło Czasu to kreatywnie i pomysłowo stworzony świat, który zaprasza i kusi wprost. Dlatego idę. Idę w ciemno, bo na taką książkę trafiłam pierwszy raz, a czytam namiętnie i wiele dziesiątek powieści już za mną lecz ta... ta jest perełką z działu fantasy jaki uwielbiam. To miecze, kołczany, łuki, tobołki noszone na plecach, bo droga zabrała daleko od domu. To tętniące gwarem gospody, stajnie, czy szerokie, ogromne wręcz pastwiska. To fantastyka pełna smaczku i wyrafinowania, ale i brutalności. To powieść będącą kolażem wszystkich emocji, namiętności, porywów i nadziei, bo tylko taki zestaw zapewnia literaturę z wysokiej półki.
Otworzyłam ten opasły tom, czwarty w kolejności całej serii i zamarłam czekając na audiencję tej, co stoi na Straży świata. Skrywam się w zamkach, szukam spisków, uważam na wrogów, bo Zło jest wszędzie. Zło jest nawet w oczach tych, którzy jeszcze wczoraj byli towarzyszami walk. Koło Czasu obraca się, lata nadchodzą i mijają. Historie stworzone kiedyś, dziś są zaledwie mitem, nic nie znaczącym bajaniem staruch przy ognisku. Uważaj, wołają skały. Chowaj głowę, skrywaj serce. Nawet las nie daje schronienia. Uważaj, kraczą ptaki. Bądź czujny.
Nie sposób ochłonąć. Rzeczywistość książkowa stała się poniekąd moją. To mistrzostwo pisarskie autora, które sprawia, że każdy czytelnik nie tyle pobędzie, ile zamieszka w krainie malowanej w Cyklu Oka.
Wodospady. Drzewa. Morze. Rzeki.
Plany wojenne. Strategie. Cele.
Ludzie. Emocje. Namiętności.
To wszystko tu jest. To, a nawet więcej. Pochłaniają mnie plany bohaterów, a szybkość akcji nie pozwala mi się odłączyć. Ale, co wspaniałe – daje mi to wielką satysfakcję. Taktyka, nagłe jej zmiany, udziwnienia, ponowne analizy za i przeciw... I w jednej chwili odwrót o sto osiemdziesiąt stopni. Lecz – co zaskakuje – wszystko mnie ciekawi i pasjonuje. Porywa wręcz. Doskonale prowadzona fabuła szybko zawładnie twoim umysłem i ciałem. Wpełzasz – dosłownie – w tajniki całej historii i stajesz się im uczestnikiem. Coś niebywałego. Wyróżnienie? Wojskowa gratyfikacja? Być może. A może to zasługa niebywale wręcz zręcznego pióra Roberta Jordana, które kreśli tak kuszący świat? Świat porywający, zachwycający i jednocześnie piękny. Niepowtarzalny. To kraina tętniąca życiem, zapierająca dech w piersi ale i otumaniająca oczy. Tu wszystko ze sobą współgra.
To fantasty najwyższego poziomu. Ta książka to master szyk.