Z tymi przepowiedniami jest różnie... Raz są wyznacznikiem życia wszystkich i nie ma najmniejszej możliwości, by coś dało się zmienić – można się co najwyżej przygotować. Innym razem są ostrzeżeniem, więc odpowiednie działania mogą zapobiec wszystkim złym, czy dobrym rzeczom, które mają zdarzyć się w przyszłości. Są też półsłówka, metafory, rymy, czyli wszystko, co można opacznie zrozumieć lub wykorzystać na swoje potrzeby. W tym momencie powinno się w ogóle pojawić jedno z moich ulubionych słów – przeznaczenie. Czy da się z nim walczyć? Co je tworzy? Co o nim decyduje? A może kto? Tutaj odpowiedzi nie znamy. Na razie...
Min udaje się do Białej Wieży. Ma tylko jeden cel – dotrzeć do Amyrlin tak, by nikt jej nie rozpoznał. Zadanie wydaje się proste, gdy zamiast tradycyjnego stroju kobieta powiewa suknią. Jednak od pierwszych chwil zdaje sobie sprawę, że zło nadchodzi i czeka upadek. Wojowniczka za wojowniczką, sługa za sługą, wszystkich łączy wizja śmierci. Min jest przerażona tym, co widzi, tym bardziej że ma pewność, że wszyscy ci ludzie zginą tego samego dnia. To jeszcze bardziej motywuje ją do działania. A to dopiero początek tego, co nadchodzi... Mała kropla wody w morzu. Co przyniesie przyszłość? Co z tym wszystkim ma wspólnego Rand al'Thor, który stara się kontrolować przepełniającą go Moc? Pytań jest nieskończenie wiele...
Uwielbiam fantastykę od dziecka. Oczywiście zaczynałam swoją przygodę typowymi dziecięcymi historiami, lecz z czasem przeszłam do poważniejszej literatury. Na lata utknęłam w jednym gatunku, by być ślepą na inne. W końcu musiałam wyjść z tej bańki i poznać inne gatunki. Tak też zrobiłam i porzuciłam swój ukochany rodzaj książek. Teraz nadszedł czas powrotu. Bez żadnych ograniczeń, z całym możliwym rozmachem. Dlatego właśnie zdecydowałam się zapoznać ze "Wschodzącym Cieniem". Czy to był dobry powrót?
Zanim odpowiem na to pytanie, skupię się na stylu pisarza. Od pierwszych stron zachwycił mnie. W sposób subtelny połączył niesamowicie bogatą składnię językową i prostotę odbioru. Czytanie na pewno wymaga olbrzymiego skupienia, ponieważ jest dużo nowych słów i dużo wątków, lecz dla mnie była to sama przyjemność. Obrazowe opisy krajobrazów, osobowości i emocji pozwalały przekraczać granice rzeczywistości i dać pole dla nieposkromionej wyobraźni. Byłam oczarowana i całą sobą oddałam się lekturze. Przeniosłam się do świata dotychczas mi nieznanego i pozwoliłam sobie na życie w nim, które dawało ulgę. Już dawno żaden autor nie dał mi takich odczuć.
Warto tutaj wspomnieć, że "Wschodzący Cień" to czwarta część cyklu "Koło Czasu". Gdy zdecydowałam się na przeczytanie tej powieści, pominęłam ten fakt, co bez wątpienia było błędem. Początki były trudne. Nie rozumiałam zasad uniwersum, nie rozumiałam, co łączy dane postacie i czemu tak bardzo jest to ważne. Z czasem zaczynało to zanikać, ale jestem pewna, że niektórych aspektów nie wychwyciłam. Niemniej w żaden sposób nie odebrało mi przyjemności czytania. Patrzyłam na to niesamowicie rozbudowany świat, gdzie tak naprawdę nie ma granic. Autor dopracował najmniejsze szczegóły i pilnował, by nie popełnić choćby najmniejszego błędu. Niekiedy miałam wrażenie, że całe to uniwersum jest bardziej logiczne niż nasz świat, ale przy tym pozwala na zachwycanie się, na szok i na niespodziewane.
Nie można też zapomnieć o kreacji bohaterów, która również okazała się pozytywem. Jest ich wielu. Niektórzy są tylko epizodyczni, inni mają o wiele większe znaczenie, z tego względu miałam wrażenie, że cała kreacja jest nierównomierna. Nie uważam tego za wyraźną wadę, ponieważ trudno wymagać, by postać pojawiająca się tylko kilka razy zachwycała rozbudowaną osobowością. Mimo to pojawił się rodzaj niedosytu. Jednak został bardzo umiejętnie zatuszowany wspaniałą gamą innych, bardzo różnorodnych charakterów.
Z książką spędziłam naprawdę wiele godzin i przyznam, że mimo fascynacji i radości z czytania przy takiej objętości czułam już pewnego rodzaju znużenie. Z chęcią rozłożyłabym sobie tę książkę na dłuższy czas. Tymczasem niezmiernie się cieszę, że wróciłam do mojego ukochanego świata fantastyki i dałam się ponieść przygodzie. Na pewno wrócę w przyszłości do pierwszego tomu i od początku zapoznam się z całą historią. Wam polecam "Wschodzący Cień", jeśli tak samo jak ja kochacie fantastykę. Tylko może właśnie warto zacząć od samego początku.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl