Trup bez głowy, wyjątkowo ludzkie marionetki i tajemniczy pamiętnik, a to wszystko w scenerii Lwowa roku 1938. Nowa powieść zdobywcy Nagrody Wielkiego Kalibru zaczyna się w intrygujący sposób. Do sięgnięcia po nią zachęciło mnie też wydanie w ramach serii Asy Kryminału – wcześniejsze jej książki trzymały wysoki poziom.
Ofiarą okazuje się Konrad Rewalski, który głównemu bohaterowi – dziennikarzowi kroniki kryminalnej w „Kurierze” Jakubowi Sternowi – znany jest przede wszystkim jako bankowy kasjer. Szybko okazuje się, że Rewalski miał zupełnie inną pasję i powiązany był ze środowiskami artystycznymi. Tak wkraczamy do świata lalkarzy bez piątej klepki, zapijaczonych aktorów i bogatych dzieciaków bawiących się w teatr, a także świata miłostek, erotycznych przygód i wzajemnych animozji. Wkrótce giną kolejne osoby związane z Rewalskim, a w trakcie festiwalu lalek dochodzi do skandalu na skalę międzynarodową. Zarówno inspektor Zięba, jak i Stern próbują odnaleźć motyw w wewnętrznych kłótniach pracowników upadłego teatru.
To też kolejna książka o dziennikarzu Jakubie Sternie. Kryminalna intryga przedstawiona jest tu przede wszystkim z punktu widzenia pracy dziennikarza – Stern czasem więc musi kogoś przekupić, czasem podać się za czyjegoś znajomego. Dosyć duży jest też wątek wewnętrznych rozgrywek w redakcji. Redaktor prowadzący wprowadza nowe porządki, wyrzucając starych pracowników. Zagrożony czuje się też Stern, który musi rywalizować o szczegóły zbrodni z dawną koleżanką, Wilgą de Brie. Dodatkowo coraz bardziej pogarszają się jego stosunki z inspektorem Ziębą – między dawnymi znajomymi dochodzi do coraz ostrzejszych kłótni, które łagodnieją tylko wtedy, gdy jedna strona próbuje ugrać coś od drugiej. Stern zdecydowanie jest centralną postacią książki, wybijającą się momentami nad główny wątek. Może się to podobać lub nie, mi akurat rozgrywki w redakcji przypadły do gustu.
Ponieważ akcja dzieje w przedwojennym Lwowie, znajdziemy tu trochę odniesień do ówczesnych wydarzeń politycznych i historycznych czy nawiązania do muzycznych szlagierów. To miłe drobiazgi, które budują klimat, choć miałam wrażenie, że jest ich trochę za mało. Ciekawymi elementami były dwie postaci – straszna staruszka, która przewidziała Sternowi rychłe nieszczęście oraz leczący masażem i modlitwą kręgarz. Niewątpliwie ubarwili oni całą historię, szkoda tylko, że ich wątki nijak się z niczym nie łączą i nic z nich ostatecznie nie wynika. Natomiast na plus wychodzi gwara lwowska i żydowska, zwłaszcza że na końcu książki dodany jest słowniczek.
Poczułam się rozczarowana motywem marionetek. Autor kilkakrotnie tworzy nawiązania lalek do ludzi, pojawiają się różne powiedzonka, gry słowne i teatralne przesądy, ale mimo to nie odczułam klimatu niepokoju. Być może dlatego, że książka za bardzo skupia się na Sternie, a za mało na zbrodniarzu. Owszem, pod koniec powieści dowiadujemy się o nim całkiem sporo, ale mimo wszystko odczuwam niedosyt – wydał mi się dosyć ciekawą postacią, o której przeczytałabym więcej. Paradoksalnie, oczekiwałam więcej lalek, więcej tajemnicy i mrocznego klimatu. A także trochę jaśniejszego wyjaśnienia motywów, gdyż mam wrażenie, że zostały potraktowane zbyt ogólnikowo.
„Marionetki”, owszem, były miłą lekturą, ale wyraźnie czegoś im zabrakło. Doskonale pasuje tu powiedzenie, że książka „ani mnie ziębi, ani grzeje” – w sumie przeczytać można.